Podlascy rolnicy liczą już straty, jakie ponieśli wskutek braku możliwości zebrania w tym roku siana ze swoich łąk, na których od wiosny stoi woda. Przyczyn tej niekorzystnej sytuacji jest co najmniej kilka - główne to duże opady deszczu i śniegu w tym roku, działalność bobrów oraz katastrofalny stan urządzeń melioracyjnych.
Po wojnie gospodarzom, którzy mieli duże areały ziemi w okolicach Grądów i Woniecka niedaleko Łomży, komunistyczne władze zabrały te ziemie, tworząc na nich później ogromny PGR. W latach 60. przeprowadzono tam gruntowne prace melioracyjne. Po roku 1990 ziemie wróciły do prawowitych właścicieli, ci jednak nie mieli możliwości, aby należycie konserwować rowy i inne urządzenia melioracyjne. Powołali więc do istnienia gminną spółkę, która miała za zadanie tym się zajmować. Ta jednak zbankrutowała i urządzenia melioracyjne z każdym rokiem popadały w coraz większą ruinę. Już rok temu rolnicy z tych ziem skarżyli się, że z powodu zalegania wody ledwo udało się im zebrać siano z łąk. W tym roku jest jeszcze gorzej, bo od wiosny na łąki nie da się po prostu wjechać. Rolnicy, z pomocą podlaskich parlamentarzystów, zabiegają o pozyskanie rządowych środków na odnawianie melioracji, co w tym przypadku wymaga zainwestowania grubych milionów, gdyż chodzi o około 10 tysięcy hektarów łąk będących pod wodą.
W jeszcze gorszej sytuacji znaleźli się rolnicy, których łąki położone są w dolinie rzeki Biebrzy, ponieważ tereny te to otulina Biebrzańskiego Parku Narodowego, więc o pozwolenie na jakiekolwiek inwestycje melioracyjne trzeba tu bardzo długo zabiegać. W dolinie Biebrzy w tym roku nie ma już nawet mowy o jakiejkolwiek szansie na sianokosy. Woda stoi na łąkach od wiosny, a po ostatnich jesiennych opadach jej poziom jeszcze wzrósł. Wprawdzie rolnicy mogą starać się o odszkodowania, jednak nawet jeżeli je otrzymają, to na pewno nie zrekompensują one bardzo dużych strat w użytkach zielonych. Wszyscy rolnicy nadrzecznych gmin mogą poważnie odczuć problem zalanych łąk, ponieważ większość z nich to hodowcy bydła mlecznego. W poprzednich latach zbierali z łąk setki ton siana, którym zimą dokarmiali zwierzęta, teraz tej paszy nie mają.
Na jeszcze inną przyczynę, która doprowadza do zalania łąk, narzekają rolnicy z Suwalszczyzny. W północno-wschodniej Polsce żyje wiele bobrów i to właśnie one są tą przyczyną gospodarskich strat. Kontrast między gospodarującym ziemią człowiekiem a potrzebami dzikiego zwierzęcia widać jaskrawo na terenie gminy Bakałarzewo. Tutejsi rolnicy mówią, że tamy, które w tym roku postawiły na rzekach bobry, doprowadziły do sytuacji, w której na niektórych łąkach stoi woda głęboka na pół metra. - W tym roku nie mieliśmy nawet czego tutaj kosić - skarży się Eugeniusz Pietrewicz, rolnik ze wsi Zdręby. Gospodarze, aby móc rozebrać bobrzą zaporę, muszą za każdym razem starać się o zgodę na to w Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Białymstoku. Również w tej instytucji mogą ubiegać się o odszkodowanie za szkody wyrządzone przez bobry, ale przyjdzie im na nie długo poczekać, bo w kolejce stoi już ponad 500 rolników, a pieniędzy na odszkodowania na razie brak.
9543765
1