Dyplomy potwierdzające kwalifikacje zawodowe zdobyło w tym roku 62 proc. absolwentów zawodówek i techników. Najwięcej przybyło sprzedawców i kucharzy. Cieśli i kamieniarzy można zliczyć na palcach
Egzaminy zawodowe kończą naukę w zasadniczych szkołach zawodowych, szkołach policealnych, a od tego roku - także w technikach. Latem zdawało je w całym kraju ponad 140 tysięcy uczniów. Ubiegali się o dyplomy aż w 129 różnych zawodach! Ale jak pokazuje najnowszy raport Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, uzyskało je tylko niewiele ponad 60 proc.
Jak wygląda taki egzamin? Składa się z trzech części. Pierwsza to zadania sprawdzające wiedzę dotyczącą zawodu (żeby zdać, trzeba prawidłowo rozwiązać połowę). Druga - to pytania o to, jak założyć własną firmę, zatrudniać pracowników, jak napisać podanie o pracę (trzeba zdobyć minimum 30 proc. punktów). Ale najważniejsza jest praktyczna część egzaminu. Przyszli cukiernicy na oczach komisji pieką tort, mechanicy reperują silnik, a gastronomicy planują przyjęcie.
- Kandydaci na ogrodników muszą uporać się z zaniedbanym ogrodem, zdecydować, które drzewa zostaną wycięte, zdiagnozować choroby roślin, określić rodzaj gleby i dobrać gatunki kwiatów - opowiada wicedyrektor CKE Maria Magdziarz. Szanse na dyplom mają tylko ci, którzy z tych praktycznych zadań zdobędą co najmniej 75 proc. punktów. Dla tegorocznych absolwentów najtrudniejsze okazały się testy z przedsiębiorczości. Jedni nie potrafili odróżnić urzędowych druków, inni nie znali zapisów kodeksu pracy. - To, że szkolnictwo zawodowe tak kiepsko przygotowuje młodzież do wkroczenia na rynek pracy, jest jedną z jego największych słabości. Większość absolwentów z dyplomami będzie zmuszona prowadzić własne, jednoosobowe firmy. Część będzie musiała się przekwalifikować, bo ich umiejętności nie odpowiadają potrzebom rynku pracy. Bez odpowiedniego przygotowania nie poradzą sobie - ocenia ekspert Konfederacji Pracodawców Polskich Adam Ambroziak.
Z raportu CKE wynika, że w tym roku najwięcej absolwentów starało się o dyplom ekonomistów (ponad 20 tys.), sprzedawców (prawie 11 tys.) i kucharzy (ponad 10 tys.). Około 15 tysięcy osób postanowiło zostać mechanikami, a kandydatów na elektroników mieliśmy ponad 10 tysięcy.
Wśród najmniej popularnych zawodów znalazł się asystent operatora dźwięku, stroiciel instrumentów, kamieniarz, obuwnik, cieśla i rękodzielnik wyrobów włókienniczych - w całym kraju o dyplomy w tych specjalnościach starało się najwyżej po kilka osób. Ale nic w tym dziwnego - tych zawodów wyuczyć się najtrudniej. Nie kształcą w nich renomowane technika, często trzeba uczyć się w zakładach rzemieślniczych, pod okiem mistrza. - Młodzi, wybierając zawód, nie mają rzetelnej informacji o tym, jacy specjaliści za kilka lat będą potrzebni na rynku pracy. Kierują się albo modą, albo tym, że w okolicy jest technikum kształcące na masową skalę elektryków czy mechaników. Potem zasilają szeregi bezrobotnych, bo na rynku brakuje spawaczy, administratorów sieci komputerowych czy budowlańców - dodaje Ambroziak.
Najlepiej zawodowe egzaminy poszły kandydatom na rolników, rzeźników-wędliniarzy i lakierników - dyplomy dostało około 90 proc. zdających.