Pierwszy Portal Rolny prowadzi ogólnopolską internetową debatę pt.”Ku czemu zmierzamy”
Chcielibyśmy zatem zadać Panu ministrowi kilka pytań, które nurtują również czytelników naszego portalu. Po pierwsze: jaki powinien być kształt polskiego gospodarstwa rolnego? O co powinniśmy walczyć w UE? Z kim nawiązywać koalicje w UE aby przeforsowywać nasze stanowisko w odniesieniu do dopłat rolniczych po roku 2013? Co z rentami strukturalnymi? Ku czemu powinniśmy zmierzać aby nasze rolnictwo, ale również przemysł przetwórczy były rentowne?A zatem po kolei: model polskiego gospodarstw rolnego.
Jan Krzysztof Ardanowski: - Struktura rolnictwa polskiego jest na tyle skomplikowana, również ze względu na uwarunkowania historyczne, że nie da się wypracować jednego wspólnego modelu gospodarstwa rolnego w Polsce. Jest to utopia. Osobiście nie wierzę, żeby w jakiejkolwiek wyobrażalnej przyszłości było możliwe stworzenie jednego typu gospodarstwa. Będzie występowało różnicowanie, jak to ma miejsce w wielu krajach europejskich. Jest tu miejsce zarówno dla gospodarstw towarowych, mających istotny udział w rynku i utrzymujących się ze sprzedaży produktów rolnych oraz dla małych gospodarstw nie dających w pełni zabezpieczenia materialnego dla ich właścicieli i rodzin. W tym przypadku rozwiązaniem jest produkcja specjalistyczna, nie wymagająca dużych powierzchni, lub dwuzawodowość również spotykana w wielu krajach. Gospodarstwo rolne jest wówczas jednym z elementów utrzymania rodziny gdzie części dorosłych osób pracuje poza gospodarstwem dokładając tak zarobione pieniądze do wspólnego budżetu. Tu nasuwa się pytanie jak to zrobić? Odpowiedź jest prosta. Nie oglądać się na UE i nie zasłaniać się tym, że UE kreuje ponoć jednakową dla wszystkich politykę rolną powszechnie obowiązującą. Jest to nieprawda, ponieważ coraz więcej krajów kreuje własne narodowe polityki rolne. W niektórych krajach udział wsparcia krajowego dla rolnictwa jest znacznie większy od wsparcia unijnego. Najlepszym przykładem jest tu Finlandia. Prof. Wilkin podawał ostatnio dane, z których wynika, że UE wydała do tej pory ponad 1400 pozwoleń na uruchomienie krajowych środków wsparcia dla poszczególnych obszarów rolnictwa krajów członkowskich.
Czy przy naszym polskim budżecie jest to możliwe?
- To jest pytanie o priorytety i preferencje dla państwa, bo budżety są różne. Co roku to się zmienia. Raz są budżety lepsze innym razem gorsze. Jest to kwestia priorytetów Państwa. Musi to być polityka całego rządu, a nie tylko starania i chęci Ministra Rolnictwa. Wyraźnie to podkreślam, że Minister Rolnictwa ponosząc odpowiedzialność za rolnictwo i rozwój wsi powinien mieć istotny wpływ na politykę całego rządu w tych obszarach. Natomiast polityka innych resortów powinna wspierać inicjatywy i działania Ministerstwa Rolnictwa. Obecnie tego praktycznie nie ma. Trudno ustalić, czy za działania wobec wsi odpowiada Minister Sawicki, czy może Minister Boni /jego zespół pracuje np. nad zmianami w KRUS /, czy wreszcie Premier Tusk, który ostatnio snuł wizje oszczędności w systemie ubezpieczenia społecznego rolników. Jaką wreszcie rolę wobec spraw wsi gra Minister Gospodarki, Wicepremier Pawlak, od którego zależy tak ważna, mogąca uratować opłacalność w rolnictwie produkcja biopaliw?
Obecnie rząd pracuje nad kilkoma strategiami w tym nad kierunkami rozwoju regionalnego kraju i koncepcją zagospodarowania przestrzennego kraju. W tych koncepcjach nie ma nic w odniesieniu do obszarów wiejskich jako elementów rozwoju kraju. Zgodnie z planami wynikającymi z tych propozycji rządowych mają jedynie rozwijać się miasta. Wieś ma być jedynie „rezerwuarem” siły roboczej dla miast, a ludzie mają się przenieść za pracą do miast. Nie ma tam miejsca na tworzenie miejsc pracy na wsi, czy też rozwój pozarolniczych funkcji wsi. Nie wspomina się nic na temat tworzenia warunków do rozwoju przedsiębiorczości na wsi np. małych i średnich przedsiębiorstw, zachęt do inwestowania na obszarach wiejskich i tworzenia miejsc pracy także dla tych członków rodzin rolniczych, którzy nie są niezbędni do pracy w gospodarstwie.
Co w takim razie powinno zrobić lobby organizacji rolniczych aby rząd zauważył problem?
- Odnoszę wrażenie, że lobby to nie ma szczególnej wiedzy na ten temat i zajmuje się detalicznymi sprawami, dotyczącymi kierunków produkcji rolnej (co też jest istotne) ale umyka przez to najważniejsza rzecz. Obrazowo mówiąc „widzi się poszczególne drzewa, a nie widzi się lasu”.
Organizacje rolnicze powinny adresować swoje oczekiwania nie tylko do Ministra Rolnictwa, (który nawet może mieć w tych kwestiach dobrą wolę), ale wprost do premiera lub do polityków rządzących partii. Osobiście odnoszę wrażenie, że obecny Minister Rolnictwa nawet chce coś zdziałać w kwestii rozwoju obszarów wiejskich, ale jego zdania albo nie słychać, albo jest ono całkowicie ignorowane przez resztę rządu. Kolejna kwestia, to jak na problemy wsi i konieczność zapewnienia jej odpowiedniej roli w procesie rozwoju cywilizacyjnego kraju zapatruje się szef współrządzącej partii ludowej i inni politycy ponoć chłopscy, ponieważ często jeżdżąc na spotkania z rolnikami spotykałem się z takimi sytuacjami, w których zabierający na spotkaniu głos politycy nie potrafią odpowiedzieć na nurtujące rolników pytania, a często nie mają zielonego pojęcia nad jakimi strategiami pracuje ich rząd.
Kolejne pytanie to: o co powinniśmy walczyć w UE?
- Zbliża się Prezydencja Polski w UE. Tymczasem rząd w priorytetach swoich nie ma żadnych spraw dotyczących wsi i rolnictwa. Jest polityka dotycząca bezpieczeństwa energetycznego, jest również polityka wschodnia, czyli relacje z Ukrainą, Mołdową, krajami Kaukazu i warunkowo z Białorusią. Jest też polityka basenu Morza Bałtyckiego i temat budżetu unijnego, czyli godzenia przez prezydencję rozbieżnych oczekiwań różnych państw.. A gdzie jest polityka wobec wsi i rolnictwa, gdzie jest polityka spójności, czyli wyrównywania szans rozwojowych między poszczególnymi regionami, w tym obszarami wiejskimi? To, że Minister Rolnictwa tu w Polsce mówi, że chce wyrównania dopłat, że chce wysokiego budżetu, że chce odejścia od historycznego określania tych dopłat – to on sobie tu chce. A gdzie jest stanowisko rządu polskiego na prezydencję ? Niedawno goszcząca w Warszawie Pani Ilse Aigner, Minister Rolnictwa Niemiec, podkreślała, jak wiele, jej zdaniem, będzie zależało od polskiej prezydencji. Jeżeli jednak w priorytetach polskiego rządu na prezydencję w 2011 roku nie ma spraw wsi, to trudno zakładać, że polskiego ministra rolnictwa, „śpiewającego solo” w Unii ktoś potraktuje poważnie. W praktyce unijnej często nie Minister Rolnictwa ale Premier rządu może przechylić szale w rozmowach. Obarczanie całkowitą odpowiedzialnością za sprawy rolnictwa i obszary wiejskie jednego ministra (nawet często rozsądnego człowieka) jest nieporozumieniem, ponieważ wieś powinna stanowić wspólna odpowiedzialność całego rządu i być elementem polityki państwa.
Jakie koalicje zawiązywać i co powinniśmy zrobić aby przeforsować nasze stanowisko w UE?
- Po pierwsze musimy sprecyzować czego chcemy, bo, jak już mówiłem, nie wiem tak naprawdę, czego chce nasz rząd. Co innego opowiada Minister Rolnictwa, co innego Premier, jeszcze co innego mówi szef UKIE. Powinniśmy jako Polska przygotować i prezentować wspólną, ponadpartyjną strategię na rozmowy w ramach Unii Europejskiej.. Tymczasem minister Dowgielewicz, szef UKIE, prawa ręka Premiera Tuska mówi, że rząd samodzielnie bierze na siebie odpowiedzialność za prezydencję i nie widzi potrzeby współpracy z opozycją parlamentarną i ugrupowaniami pozaparlamentarnymi. Prezydent jest otwarty na rozsądne propozycje, które poprze. Może również w bezpośrednich rozmowach z innymi przywódcami państw przekonywać do naszego stanowiska. Europarlamentarzyści też czynnie powinni uczestniczyć w procesach negocjacyjnych niezależnie od przynależności politycznej. Tylko najpierw musimy określić, czego tak naprawdę chcemy i zacząć aktywnie działać przekonując innych do naszych poglądów i przy tej okazji szukać koalicjantów. Tymczasem słyszę takie opinie: „siedźmy cicho w kącie, to Francuzi i Niemcy za nas załatwią wspólną politykę rolną UE, a my potem się pod nich podepniemy”. Powinniśmy popierać obecnego komisarza. Jest to Rumun, rozsądny człowiek (znam go osobiście), tylko w tej chwili jest on jakby hetmanem bez wojska. Nie ma silnego umocowania politycznego.
Na razie ustalmy sami, czego chcemy w polityce rolnej i czy rząd in gremio, a nie tylko minister rolnictwa, chce w tym zakresie w ogóle coś zdziałać.
Wróćmy teraz do rent strukturalnych, ponieważ to jest istotny również temat dla naszych czytelników. Jest to sprawa budząca duże emocje, co uwidacznia się często w komentarzach.
- Ja powiem tak: jak można było przed wyborami obiecywać złote góry i gruszki na wierzbie, wiedząc dokładnie ile jest pieniędzy w PROW 2007-13 na poszczególne działania? Nie była to żadna informacja tajna.
Czy te środki da się przesuwać ?
- Jest to trudne. Jedynie w bardzo wąskim zakresie i to wyłącznie za zgodą Komisji Europejskiej.
PSL przed wyborami mówił: jak wygramy wybory, to przywrócimy poprzednie renty strukturalne, poprzednią ich wysokość (obniżoną przez Leppera i PiS). Była to wielka nieodpowiedzialność, ponieważ wiedziano, że nie ma na to pieniędzy. Teraz rolnicy są przekonani, że dla wszystkich wystarczy, bo tyle o tym mówiono. Rolnik, który chce modernizować gospodarstwo jest przekonany, że na niego czekają pieniądze. Ten, kto chce realizować programy rolno-środowiskowe również sądzi, że są pieniądze. Dywersyfikować działalność – są pieniądze. Na zalesienia – są pieniądze. Młody rolnik – są pieniądze. Renty strukturalne – są pieniądze. A w rzeczywistości pieniędzy nie ma. Na renty strukturalne minister chce przesunąć za zgodą Komisji Europejskiej (zgodę już dostał) 362 mln euro z innych działań, na które też są zainteresowani rolnicy. Tymczasem okazuje się, że ta kwota starczy dla 6000 osób. W Polsce jest ok. 2650 gmin, czyli 2,5 osoby na gminę dostanie rentę strukturalną do końca 2013 roku. Realnie patrząc, nie ma żadnych innych pieniędzy na renty strukturalne. Poza statystycznymi 2,5 osobami na gminę do końca roku 2013 nikt inny nie dostanie renty strukturalnej. Rozczarowanie będzie potworne.
Teraz ci, którzy obiecywali cuda-wianki, będą musieli zjeść tą żabę, bo na większość programów (na które oczekują rolnicy) środków po prostu zabraknie.
A co z programem Młody Rolnik ?
- Również naobiecywano ludziom, że będzie podniesiona premia do 75 tys. zł. Niestety pieniędzy jest mało, co wszyscy wiedzieli od początku, w związku z tym podnosi się kryteria bardzo ostro. Rolnicy denerwują się kolejnymi zmianami kryteriów. Natomiast trzeba uczciwie powiedzieć, że nigdy nie było możliwe, aby wszyscy rolnicy spełniający kryteria w tym czy innym programie dostali pieniądze. Na te wszystkie działania w PROW, nie licząc dopłat bezpośrednich, są pieniądze wystarczające zaledwie dla kilku, w niektórych przypadkach kilkunastu, procent rolników. Dlatego też tak ważna jest polityka krajowa, narodowa. (To porażająca statystyka i zostawiamy ją bez komentarza – przyp. red.)
Kolejna kwestia to KRUS. Opinie są różne. Likwidować, nie likwidować.
- Dyskusja o KRUSie jest elementem nagonki przeciwko chłopom (jestem o tym przekonany). To ma skłócić środowisko miejskie z rolnikami. Nie raz czytam bzdurne opinie ludzi, którzy nie znają się na temacie. Przeniesienie ubezpieczenia społecznego rolników do ZUS zwiększy obciążenia budżetowe. Sprawi, że więcej do tego trzeba będzie dołożyć niż do KRUSu. Owszem „czyszczenie” KRUS z osób do tego nie uprawnionych jest całkowicie uzasadnione. Nie przyniesie to jednak większych oszczędności, ponieważ ludzie wykonujący inne, obok rolnictwa, oraz wielcy rolnicy prowadzący swoje gospodarstwa w postaci spółek prawa handlowego i tak są z mocy prawa w ZUS a nie w KRUS. Opowiadanie o tym, że rolnicy korzystają z nieuprawnionych przywilejów i jak się ten KRUS rozwali to będzie sprawiedliwość społeczna i państwo na tym zyska jest oczywistą bzdurą. W tej kwestii powinien mocno wypowiadać się samorząd rolniczy. Tymczasem obecne kierownictwo Izb Rolniczych stało się tubą Ministra Rolnictwa i PSL. Realizuje pewne uzgodnione stanowiska i przez to przestaje być wiarygodne dla środowiska. Tam gdzie trzeba użyć argumentów i bronić dobrego imienia wsi najczęściej Izb Rolniczych nie widać. To może być początkiem końca Izb Rolniczych, ponieważ one mają być wiarygodne wobec swoich członków, czyli rolników, a nie wobec tego, czy innego ministra.
Następna ważna sprawa to ceny płodów rolnych. Czy rząd może ingerować, czy przepisy unijne mu na to nie pozwalają. W jaki inny sposób można wesprzeć nasze rolnictwo przy tak drastycznych wahaniach cen skupu np. trzody, zbóż….
- Często stosuje się słowa- wytrychy, słowa wszystko rozgrzeszającego usprawiedliwienia niewiedzy lub braku pomysłów: „ bo Unia Europejska nam nie pozwala”. Unia daje wiele możliwości. Pół roku temu rząd niemiecki wprowadził na dwa lata zwiększenie dla swoich rolników zwrotu akcyzy w paliwie rolniczym na kwotę 0,5 mld euro. Tak, 500 mln euro rolnicy niemieccy dostali prezentu od swojego rządu i o tyle będą bardziej konkurencyjni w stosunku do innych. Unia nie miała nic do tego. Była to wyłącznie autonomiczna decyzja rządu pani Angeli Merkel. U nas nic nie można, bo Unia ponoć nie pozwala. Najlepszym przykładem, że można, był skup interwencyjny trzody chlewnej w 2007 roku, (wówczas byłem wiceministrem) na rezerwy państwowe. Wtedy nas straszono, że UE nie pozwoli na to. Tymczasem udało się bez żadnych konsekwencji „zdjąć” z rynku 1 mln tuczników. Obecnie mamy inną sytuację, gdzie problemem nie jest nadprodukcja tuczników ale nadmiar mięsa z importu. Przypomnę, że w ubiegłym roku (po raz pierwszy w historii) z Danii i innych krajów sprowadziliśmy rekordową ilość 590 tys. ton wieprzowiny, co w przeliczeniu na tuczniki daje około 7 mln sztuk. Tego nigdy nie było i jest to rozbicie polskiego sektora trzody chlewnej.
W odniesieniu do cen można czasem próbować interweniować ale jeżeli jest to spóźnione, lub na zbyt małą skalę to niewiele daje. W przypadku rynku zbóż będziemy notować stałą nadprodukcję w związku z tym, że produkcja pasz dla trzody chlewnej drastycznie spadła, a społeczeństwo nie jest w stanie skonsumować więcej niż obecnie chleba, kasz, makaronów itd. O ile zbiory będą na poziomie ubiegłego roku to zapasy zboża będą stale narastać, a dodajmy do tego import tańszego zboża np. z Ukrainy. Inne kraje starają się wszelkimi sposobami zdobyć inne rynki zbytu. U nas to jakoś nie wychodzi, a powinniśmy bardziej intensywnie szukać nowych odbiorców np. Azja wschodnia, kraje arabskie, Afryka. Chociaż cudów tu się nie spodziewam, ponieważ inni już to „ćwiczyli” – mądrzejsi i sprawniejsi od nas. Z resztą na te rynki ze swoim zbożem mocno wchodzi Rosja, która w ubiegłym roku wyeksportowała ok. 22 mln ton. Jest inna możliwość zagospodarowania zbędnego w produkcji żywności zboża i innych surowców rolniczych. Są to biopaliwa. Wszystkie nadwyżki zboża powinny być przerabiane na spirytus dodawany do benzyny. Ani hamowanie produkcji, ani spalanie zboża jako opału nie jest ekonomicznie uzasadnione, ani efektywne. Pozostaje droga w kierunku biopaliw lub przetworzenie nadwyżek produkcji roślinnej na inne formy energii odnawialnej. Przez ostatnie dwa lata nic się w tej materii nie dzieje. Jest to czas zmarnowany i bezpowrotnie stracony, a jak pamiętamy biopaliwa to był konik wyborczy PSL. Wykorzystanie biomasy do celów grzewczych to drugi, obok biopaliw, kierunek zagospodarowania nadwyżek surowców rolniczych. Można rozwijać produkcję biogazu, jak czynią to np. Niemcy, którzy mają ponad 5 tys. biogazowi rolniczych. Biogazownie rolnicze, będące przedłużeniem gospodarstwa lub grupy gospodarstw to jedno z lepszych rozwiązań. Nie mogą to być jednak wielkie przemysłowe biogazownie, do których prze rząd i zamierza przeznaczyć znaczne środki na ich dofinansowanie. Tam bowiem rolnik nie będzie miał nic do gadania, a majętny właściciel dyktował bedzie swoje warunki co do skupu surowca.
Na dobrą sprawę zwiększenie produkcji rolnej będzie potrzebne za 15-20 lat, ale do tego czasu nie można zmarnować rolnictwa. Trzeba do tego czasu utrzymać produktywność sektora rolniczego.
Nasi czytelnicy często żalą się, że rząd nie zwraca uwagi na postulaty i uwagi wyrażone oddolnie. Nie ma konsultacji społecznych. Decyzje mające wpływ na ich (rolników) życie podejmowane są autorytarnie w wąskim gremium.
- Rząd patrzy na notowania. Aha, dziś mamy tak duże poparcie w miastach, to po co będziemy liczyć się z opinia lub postulatami jakichś chłopów. To jest oczywiście patrzenie na krótką metę, bo polityka rządu musi być umocowana w społeczeństwie i być przez nie rozumiana i akceptowana, a nie narzucona w jakiś dyktatorski sposób. Mądre rządzenie polega na wsłuchiwaniu się w różne, czasem mądre, czasem głupie wypowiedzi z różnych środowisk i dopiero na tej podstawie podejmowanie decyzji. Często jeżdżąc na spotkania z rolnikami w kraju spotykam się z takimi sytuacjami, gdzie poseł chłopski przemawia, a potem z sali zostaje zasypany lawiną trudnych pytań, na które nie jest przygotowany lub nie potrafi odpowiedzieć. Jeszcze raz chcę podkreślić, że rolę pośrednika w mediacjach czy postulatach środowiska wiejskiego adresowanych do rządu sprawują organizacje rolnicze, w tym przede wszyskim Izby Rolnicze. One muszą być aktywne i nie czekać, że ktoś zapyta, zaprosi. Bowiem obowiązkiem tych organizacji jest reprezentować swoje środowisko. Mówić, co te środowiska boli. Jak trzeba to zganić, jak trzeba to pochwalić rząd lub ministra. A nie chodzić na kolejne konferencje i uwiarygadniać rządzących, bo są z tej samej partii. Rolnicy mają w tym momencie słuszność zgłaszając zastrzeżenia i pretensje do swoich organizacji. One muszą wykazywać większą aktywność w przekazywaniu opinii środowisk wiejskich rządzącym. Działalność polityków rozliczą wyborcy.
8195641
1