Alarmujące wieści docierają z Wielkopolski - ktoś truje pszczoły dolewając do wolno stojących i nie dozorowanych uli jakąś nieznaną, niezwykle niebezpieczną i zabijającą pracowite owady ciecz. Takie zdarzenie miało miejsce w Goździnie, w pasiece prowadzonej przez Ireneusza i Łukasza Kaczmarków, gdzie spośród 145 rodzin wytruto 50, co spowoduje straty rzędu 80 tysięcy złotych.
Nie był to przypadek, bowiem to już trzecie odnotowane w okolicy (w gminach Kamieniec i Rakoniewice) zatrucie, w związku z czym śledztwo podjęła policja z Grodziska Wielkopolskiego. Pszczelarze wykluczają zatrucie które mogłyby spowodować środki zaprawowe i inne stosowane np. na polach rzepakowych. Pszczelarze oczekują na pomoc w odbudowie pasieki. Tymczasem w Wielkiej Brytanii rząd przeznacza 10 mln funtów na badania mające na celu uzyskanie odpowiedzi na pytanie dlaczego w ostatnich latach masowo giną pszczoły. Według oficjalnych danych liczebność pracowitych owadów na wyspach zmniejszyła się w ciągu ostatnich dwóch lat o 15% a to spędza sen z powiek nie tylko samych zainteresowanych - pszczelarzy ale także uczonych i urzędników odpowiedzialnych za rolnictwo, chodzi bowiem nie tyle o produkcję miodu ile o rolę jaką odgrywają pszczoły w zapylaniu kwiatów roślin - kluczowych upraw w Wielkiej Brytanii.
W roku ubiegłym znaczenie pszczół doceniły także władze koncernu Bayer, które uznały swoją winę w związku z dowiedzionym wpływem zabójczego działania imidaklopridu - substancji występującej w środkach ochrony roślin produkowanych przez koncern - i wypłaciły niemieckim pszczelarzom odszkodowanie w wysokości 20 mln euro.
Kiedy taką pomoc otrzymają polscy pszczelarze, którzy, pomijając ostatni przypadek z Wielkopolski, w ostatnim czasie także odnotowali znaczne upadki pszczół po zimowli?