Konkurencyjność polskich produktów to słowa, które na wsi rolnicy ostatnio słyszą bardzo często. Równie często powtarza im się, że aby nie bać się Unii Europejskiej trzeba być konkurencyjnym. A to nie jest takie proste. Wprawdzie negocjacje jeszcze trwają, ale niepokój budzi to, że po wejściu do Unii możemy znaleźć się na straconej pozycji.
Czy polskie produkty są konkurencyjne? Pod koniec lat 90–tych niemiecki
Instytut Rozwoju Rolnictwa w Centralnej i Wschodniej Europie oceniał, że takie
towary to: mąka pszenna, chleb, cukier, wyroby cukiernicze, bydło oraz przetwory
mięsne. Inne, m.in.: pszenica, rzepak, olej rzepakowy, jęczmień, masło, mleko,
sery, wieprzowina i świnie, a także wołowina już konkurencyjne nie są.
Konkurencyjność to utrzymanie rynków zbytu, najwyższa jakość produktów i
rozwinięty marketing.
Żeby nadążyć za Unią trzeba najbardziej jak to
możliwe skrócić okresy przejściowe i dostosowawcze po wejściu w struktury
"Piętnastki" – twierdzą naukowcy. Ale należy też walczyć o dopłaty. Inaczej
konkurencyjni nie będziemy.
Unia daje nam zaledwie 1/4 tego co swoim
farmerom i broni swojej konkurencyjności. Unię niemiło będą wspominali być może
przedsiębiorcy ze specjalnych stref ekonomicznych. Bruksela chce nam zabrać
część ulg, bo martwi się o konkurencyjność swoich firm. W Polsce w takich
regionach przedsiębiorcy mają 65 proc. korzyści w postaci różnych ulg. W Unii 50
proc. i z tego powodu unijni eksperci podnoszą głos, że to nierówna konkurencja.