Egzaminy eksternistyczne to najbardziej korupcjogenny obszar edukacji - mówił we wtorek w Sejmie Tadeusz Sławecki z PSL. - Niektórzy posłowie chwalą się nawet, że w półtora roku zrobili maturę - twierdzi poseł PSL.
Ministerstwo Edukacji chce zlikwidować egzaminy eksternistyczne - czyli przeznaczone dla dorosłych, którzy bez chodzenia do szkoły chcą zdobyć świadectwo. Żeby to zrobić, zdają egzaminy z poszczególnych przedmiotów przed państwowymi komisjami, powoływanymi przez kuratorów oświaty. W latach 2002 - 2004 egzaminy eksternistyczne zdało ponad 300 tysięcy osób.
Tymczasem ogłoszony w ubiegłym tygodniu raport Najwyższej Izby Kontroli nie zostawił na egzaminach suchej nitki. O raporcie dyskutowali wczoraj posłowie sejmowych komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży oraz Komisji do spraw Kontroli Państwowej. Byli zgodni: trzeba skończyć z takimi egzaminami. - Największe zagrożenie korupcją wynika z faktu, że te same osoby egzaminują zdających i przygotowują ich do egzaminu podczas płatnych kursów - wyjaśnia Grzegorz Buczyński, dyrektor Departamentu Nauki, Oświaty i Dziedzictwa Narodowego.
- Sprawa wymaga radykalnego przecięcia, winni zostaną ukarani; musimy się też zastanowić, co zrobić z nielegalnie zdobytymi dokumentami, poświadczającymi zdobycie wykształcenia - obiecał wczoraj posłom Stanisław Sławiński, wiceminister edukacji.
- To układ, w którym funkcjonują nieuczciwi pracownicy kuratoriów oświaty, czerpiący z tego ogromne zyski - mówił Aleksander Chłopek (PiS). NIK zarzuciła kuratoriom oświaty, że nie kontrolowały komisji egzaminacyjnych. A komisje te były powoływane niezgodnie z prawem, nie prowadziły właściwie dokumentacji z przeprowadzanych egzaminów, co mogło ułatwić kupowanie świadectw.
Posłowie domagali się, by osobami odpowiedzialnymi za niewłaściwe przeprowadzanie egzaminów zajął się wymiar sprawiedliwości.
Wiceminister Sławiński zwrócił się do NIK o dokładną dokumentację kontroli. Chce sprawdzić, czy osoby odpowiedzialne za nieprawidłowości poniosły konsekwencje.