Czy miody pitne Macieja Jarosa z Łazisk pod Tomaszowem Mazowieckim dorównają sławą oscypkowi? Zadebiutowały właśnie w Neapolu na czwartym międzynarodowym kongresie stowarzyszenia Slow Food.
Slow Food broni niezglobalizowanych smaków i przywraca nam utracone potrawy pradziadków, wyrabiane tradycyjnymi metodami i z lokalnych surowców. W niedzielę w neapolitańskim teatrze operowym San Carlo obwieszczono laureatów nagrody Slow Food za 2003 r. Oto trzej najważniejsi:
Slow Food we Włoszech powołał 156 programów (presidi), z których każdy przywraca życiu bądź chroni od zapomnienia potrawy, rośliny czy zwierzęta gospodarskie niezwykłych walorów. W innych krajach jest ich na razie 40, ale w przyszłym roku ma ich być nawet 150. W Polsce poza wspomnianymi miodami, organizacja ma się zaopiekować m.in. tłoczonymi na zimno olejami lnianymi, kiełbasą lisiecką i odrodzeniem polskiej krowy czerwonej.
Slow Food założyli w1986 r. włoscy miłośnicy dobrego jedzenia. Dziś organizacja liczy blisko 80 tys. członków w 104 krajach, w tym 150 w Polsce. Ostatnio coraz głośniej mówi o ekogastronomii i lansuje hasło ochrony bioróżnorodności. - Dziś prawdziwym wyzwaniem jest obrona Pachamamy, jak Indianie z Ameryki Południowej nazywają matkę-ziemię - twierdzi Carlo Petrini, prezes Slow Food. - Musimy chronić to, co leży u podstawy naszych produktów, bo jeśli zabraknie podstawowych smaków, nastąpi zmierzch prawdziwej kuchni.