Niezupełnie. Choć hodowla owiec nadal nie jest zbyt często spotykana na polskich łąkach, to jednak zdarza się coraz częściej. A wszystko za sprawą dotacji, jakie mogą otrzymać rolnicy decydujący się na ich hodowlę. Jednak – zastrzegają górale – kokosów z tego nie ma, choć owce bardzo cieszą oko turystów.
I to chyba właśnie dlatego, że te „wełniane” zwierzęta tak rzadko są widywane, stanowią prawdziwą atrakcję turystyczną. Ale nie dla atrakcji niektórzy decydują się na ich hodowle. Choć faktycznie są znakomite dla hobbystów. Dlaczego? Otóż pomimo dopłat, tzw. kokosów się na nich nie zbije. Niektórzy górale przekonują, że można jednak nieco zarobić na wełnie czy, przede wszystkim, na mięsie jagnięcym. To ostatnie sprzedawane jest nie tyle na rynku lokalnym (bo Polacy w jagnięcinie rzadko gustują), ale na rynku włoskim. Sprzedaż szczególnie dobrze idzie przed świętami – wówczas cena jest też najwyższa.
A tak poza tym, to świetne zajęcie dla hobbystów. Nawet, jeśli wziąć pod uwagę dotacje do tych zwierząt. Od dwóch lat rolnicy z podkarpackiego, małopolskiego, śląskiego, dolnośląskiego i opolskiego, a od roku także dla z łódzkiego i świętokrzyskiego mogą liczyć na dotację w wysokości 100 zł do każdej sztuki. Niestety to nie jest kwota, która pozwala na powiększenie stada i jego rozwój. Raczej wystarcza na bieżące utrzymanie. Ale dobre i to – mówią hodowcy. Bez tego hodowla – nawet hobbystyczna – byłaby trudna.
Ale dopłatę do owiec nie każdy może otrzymać. Przysługuje ona jedynie właścicielom stad, w których jest przynajmniej dziesięć matek. Ponadto Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa przypomina, że zwierzęta te muszą być zarejestrowane w systemie identyfikacji rejestracji zwierząt, ponieważ tylko wówczas kwalifikują się do przyznania płatności. Szkoda tylko, że takie dopłaty do owiec nie są dostępne we wszystkich województwach.