Kłusownicy z mazurskich jezior kradną ryby na wiele sposobów. Z pontonu, z materaca, a nawet z dętki od ciągnika. Za pomocą sieci, prądu, tzw. pęczków, czy zwykłej wędki.
Tylko w ciągu minionego tygodnia Społeczna Straż Rybacka z Ełku złapała kilka osób na gorącym uczynku. Za kłusownictwo grozi nawet do 2 lat więzienia.
Kłusownicy są prawdziwym utrapieniem Gospodarstwa Rybackiego w Ełku. Przez zjawisko to z jezior rocznie znika ok. 30-40 ton ryb. W przeliczeniu na złotówki, mamy do czynienia z milionowymi kwotami.
Pomysłowość kłusowników wydaje się być nieograniczona. W ubiegłą sobotę na
jeziorze Szarek mężczyzna pływał na materacu i zbierał sieci. Kiedy pojawiła się
straż rybacka, przewrócił materac i cały łup wylądował na dnie.
Nie
ma dowodów, nie ma przestępstwa. Na szczęście po kilku godzinach skłusowane ryby
znalazł wędkarz – mówi Jan Soroko ze Społecznej Straży Rybackiej w Ełku. –
W siatkach znaleźliśmy 10 kg sandacza wymiarowego i 4,5 kg niewymiarowego.
Były tam również inne ryby. Sprawą zajęła się policja.
Inny przypadek odnotowano we wtorek na jeziorze Haleckim. Dwóch mężczyzn brodziło w wodzie, ciągnąc za sobą sieci. Zostali ujęci i odwiezieni na policję. Następnego dnia na jeziorze Lepaki Małe kłusownik pływał na... dętce od ciągnika i rozstawiał tzw. pęczki węgorzowe. Również trafił w ręce policji.
Zdarzają się przypadki, kiedy strażnicy ujmują kłusowników działających niemal na przemysłową skalę. Tak było np. na początku czerwca na jeziorze Mrozy. Ujęto kilka osób, które miały przy sobie pięć potężnych rybackich wontonów (każdy o długości 45 metrów) i trzy inne sieci - tzw. drygawice.
Sprzętu wystarczyło na ogrodzenie tego niewielkiego akwenu – mówi J.
Soroko.
Od początku roku z wód powiatu ełckiego usunięto już 94
kłusownicze potężne wontony, czyli w sumie ponad 4 kilometry sieci.
Najgorszy jest fakt, że sieci są bardzo łatwo dostępne. Na rynku od handlowców zza wschodniej granicy można je kupić za 15 zł – mówi Andrzej Abramczyk z Gospodarstwa Rybackiego w Ełku. – W dodatku są one wykonane z bardzo małych oczek. W ten sposób tracimy bardzo dużo materiału zarybieniowego, który już wpuściliśmy do jezior. Wystarczyłoby usunąć siatki z bazarów, a kłusowniczy proceder w znacznym stopniu zostałby ograniczony.