Przeciętny mieszkaniec Europy Zachodniej je miesięcznie 20 kg ryb, Japończyk - aż 40, a Polak - tylko 6,5 kg. W okresie przedświątecznym nabywców znajduje blisko 90 proc. krajowej hodowli karpia. Karp trzyma się mocno i w głównej roli na wigilijnym stole raczej nie zastąpią go konkurenci - łosoś norweski czy pstrąg tęczowy.
Hodowla karpia w Polsce od kilku lat utrzymuje się na stałym poziomie, między
20 a 22 tys. ton.
W tym roku, z powodu suszy, do
sklepów trafi ich jednak około 10-15 procent mniej – mówi Witold
Milczarzewicz, główny specjalista w Departamencie Rybołówstwa Ministerstwa
Rolnictwa i Rozwoju Wsi. – Podobna sytuacja miała miejsce w Czechach, na
Węgrzech i w Niemczech.
Według szacunków resortu
rolnictwa, hodowców karpia jest w naszym kraju kilka tysięcy, w tym około 300
dużych, w pełni profesjonalnych gospodarstw.
Największe
"zagłębie" znajduje się na Dolnym Śląsku w okolicach Milicza, w Małopolsce
(Bielsko-Biała, Kraków, Oświęcim), na Lubelszczyźnie. Karpie hoduje się też w
okolicach Łodzi i Poznania. Trudno za to spotkać je w Polsce północnej.
Tamtejsze wody są dla nich za chłodne – mówi Witold
Milczarzewicz.
Poza karpiem, najbardziej popularne w naszym
kraju są śledzie. Za najsmaczniejsze uważa się matiasy: młode osobniki, które
nie przeszły tarła i nie mają jeszcze ikry i mlecza. W opinii specjalistów,
sporą szansę na zdetronizowanie karpia na polskich stołach miałby sum afrykański
- ryba wyjątkowo mało wymagająca w hodowli (jest wszystkożerny i potrafi
oddychać tlenem atmosferycznym). Jego mięso posiada ponoć doskonałe walory
smakowe. Do Polski suma afrykańskiego sprowadzono dopiero w 1989 r. z Holandii,
więc produkcja jest na razie niewielka - średnio 60-80 ton rocznie. Poważnymi
krajowymi rywalami karpia stają się też pstrągowate, zwłaszcza pstrąg tęczowy. W
latach 1975-1996 odłowy tych ryb wzrosły niemal czterdziestokrotnie, produkcja
wynosi obecnie (według różnych szacunków) 7-9 tys. ton rocznie. Spora jej część
trafia do Niemiec.
Polska nie jest jednak rybną potęgą.
Według danych GUS, w 2002 r. połowy ryb osiągnęły 204,4 tys. ton (o 1,4 proc.
mniej niż w 2001 r.). Na Bałtyku i zalewach odłowiono 146,9 tys. ton ryb, co w
porównaniu z rokiem poprzednim oznacza spadek o 6,2 proc. Dominowały szproty,
śledzie i dorsze. Wartość eksportu żywych ryb z Polski wyniosła w 2002 r. ponad
2,7 tys. zł (głównie na rynek niemiecki), podczas gdy import (przede wszystkim z
Czech i Węgier, lecz także tak egzotycznych krajów, jak Tajlandia czy Singapur)
kosztował nas ponad 16 mln zł. Znacznie więcej sprzedaliśmy rybnych filetów
(wartość eksportu: ok. 35,6 mln zł) - gustują w nich zwłaszcza Brytyjczycy, lecz
i Niemcy, Francuzi, Duńczycy. Do Polski jadą zaś głównie filety z Norwegii, Chin
i Rosji.
W Polsce nie ma tradycji jadania ryb na co dzień, a
szkoda, bo ich wartość odżywcza jest olbrzymia. Mięso ryb stanowi wysokiej
jakości, łatwo przyswajalne i łatwo strawne białko zwierzęce. Także tłuszcz rybi
jest wyjątkowo wartościowy dla naszego zdrowia. Kwas tłuszczowy omega-3 ma
zdolność zwalczania zgubnych dla organizmu kwasów tłuszczowych typu omega-6,
zawartych w tłuszczach roślinnych i zwierzęcych, które nasilają miażdżycę
naczyń, zwiększają lepkość krwi, powodują stany zapalne i wpływają na kurczenie
się naczyń krwionośnych.
Kwas tłuszczowy omega-3, zawarty w
rybach, szczególnie tłustych - jak świąteczny karp - nie tylko zapobiega tym
niepożądanym skutkom, ale czynnie z nimi walczy.
Jedzenie
tłustych ryb zabezpiecza więc przed miażdżycą i innymi przewlekłymi
schorzeniami. Już po trzech dniach jedzenia 100 gramów ryb albo owoców morza
dziennie wydatnie poprawia się proporcja kwasów tłuszczowych w naszych
tkankach.