Urzędnicy coraz śmielej mówią o wygranej, a przedsiębiorcy zacierają ręce. Problemy z zarejestrowaniem kabanosów w unijnym systemie, najprawdopodobniej wkrótce zakończy się dla nas pomyślnie. Co to oznacza dla właścicieli zakładów mięsnych, które zdecydują się na ich produkcję? Krótko mówiąc zyski, bo produkty z unijnym logo choć droższe sprzedają się lepiej o tych nie oznakowanych.
O problemach z rejestracją wędlin informowaliśmy na początku lipca. Wówczas polski wniosek o wpisanie na unijną listę produktów prawnie chronionych: kiełbasy myśliwskiej, jałowcowej i polskich kabanosów zablokowały Austria, Czechy i Niemcy. Do wycofania sprzeciwu namówiliśmy dwa kraje. Argumenty nie trafiały jednak do strony niemieckiej, która zapowiedziała protest do końca. Spór rozwiąże teraz Bruksela, która najprawdopodobniej zakończy go na naszą korzyść.
Dariusz Goszczyński-ministerstwo rolnictwa i rozwoju wsi „Takie spory dla Komisji Europejskiej to nic nowego. To jest element normalnych procedur rejestracyjnych i nie należy się tym aż tak mocno ekscytować”.
Ale tak zwany „bój o kabanosy” to nie tylko starania o zarejestrowanie kolejnego polskiego produktu, ale przede wszystkim otwarcie sobie drogi do wielomilionowych unijnych dotacji na promocję. Nic w tym dziwnego, że na pozytywnej decyzji Brukseli, najbardziej zależy właścicielom zakładów mięsnych, którzy uzyskają prawo do wytwarzania wędlin z unijnym logo. Gwarantem jakości.
Witold Choiński-Izba Gospodarcza „Polskie Mięso” „To także walka o dobro narodowe. Kiedyś Niemcy próbowali robić kiełbasę krakowską z domieszką soi…”
Do tej pory na unijnej liście, znajduje się 18 polskich produktów. To niewiele w porównaniu do długości Wspólnotowej listy, która liczy już około 900-set pozycji. Najczęściej znajdują się na niej produkty włoskie, francuskie i niemieckie. My, ze swoimi kilkunastoma, jesteśmy daleko w tyle, za to głośno o nas jako o najbardziej aktywnym krajem. Wśród nowoprzyjętych członków Wspólnoty, Polska złożyła najwięcej wniosków z prośbą o rejestrację.