Jeszcze nie koniec PSL i Pawlaka
Nie ma mowy o klęsce Pawlaka. Ma wynik taki sam jak kandydat PSL pięć lat temu. Ale ten wynik, to też alarm dla PSL. Albo utrzymają po wyborach samorządowych i parlamentarnych pozycję języczka u wagi i zdolność koalicyjną, albo stracą ją na rzecz SLD. I wtedy będzie to koniec najstarszej partii w naszym parlamencie.
Waldemar Pawlak po ogłoszeniu wyników wyborów
To nieprawda, że Pawlak jest największym przegranym w tych wyborach. Owszem, jego 1,8 proc. poparcia to tyle co nic. Ale to jest dokładnie tyle samo, ile otrzymał w poprzednich wyborach prezydenckich ówczesny lider ludowców Jarosław Kalinowski.
Po pierwszej turze wyborów komentatorzy niemal jednogłośnie uznali, że lider ludowców Waldemar Pawlak jest największym obok Andrzeja Olechowskiego przegranym w tych wyborach. Pawlak poniósł druzgoczącą porażkę - czytamy w komentarzu Klausa Bachmanna w "Gazecie Wyborczej", "początek końca kariery Pawlaka" - to "Polska The Times", "z tym politykiem na czele PSL przyszłości nie ma" - uważa naczelny "Rzeczpospolitej" Paweł Lisicki.
Nie można mówić o klęsce
Sam zainteresowany skwitował swój wynik lekko żartobliwie: "Jak widać wybory prezydenckie to nie jest nasza specjalność".
I rzeczywiście nie jest. We wszystkich wyborach prezydenckich kandydaci ludowców otrzymywali znacznie mniejsze poparcie, niż sama partia w wyborach parlamentarnych, czy samorządowych. Pawlak dostał teraz niemal dokładnie tyle samo głosów poparcia, co Kalinowski w poprzednich wyborach. I z tego punktu widzenia można powiedzieć, że ludowcy przez ostatnie pięć lat utrzymali swój elektorat. Nie zdołali go powiększyć, na co pewnie liczyli, ale nie stracili. Stanowczo nie można więc mówić o klęsce.
Jak daleko od PO
A jednak ten wynik Pawlaka może zdecydowanie wpłynąć na naszą scenę polityczną. Jest bowiem dla ludowców wyraźnym sygnałem, że najwyższa pora zakasać rękawy i zabrać się już od dziś za to, co dla PSL jest najważniejsze: za przygotowanie do kampanii samorządowej i parlamentarnej. Na fotel prezydenta nigdy poważnie nie liczyli, ale mandatów w Sejmie i miejsc w samorządzie nie zamierzają odpuścić.
Zabiorą się do walki ostro, bo nie mają wyjścia. Muszą się wyborcom przypomnieć, by przetrwać na scenie politycznej. Bowiem pozycja PSL w kraju słabnie. Wystarczy pojeździć po wsiach i porozmawiać z mieszkańcami, którzy z coraz większą niechęcią mówią o partii chłopskiej i coraz częściej szukają swoich liderów gdzie indziej - w PiS, SLD, a nawet w PO.
Dlatego teraz należy się spodziewać, że Pawlak i PSL podejmą walkę o głosy wyborców. Jak? Będą głośniej i mocniej zaznaczać odrębność od współkoalicjanta, podkreślać autonomiczność. Będą mniej skłonni do kompromisów, a bardziej roszczeniowi. Będzie więcej o ludziach pracy, o których rząd zapomina, więcej o biedzie na wsi i w małych miastach, i o konieczności pomocy z budżetu. Z rządu raczej sami nie odejdą, choć będą przypierać PO do muru, a to może się skończyć rozpadem koalicji.
Rozliczeń nie będzie, Pawlak niezagrożony
PSL nie ma wyboru - musi przebić się do świadomości swojego elektoratu jako odrębna, niezależna od PO partia z charakterem, partia która ma jakieś cele i potrafi o nie walczyć. A nie jest jakąś przystawką, którą można pomijać przy podejmowaniu ważnych rządowych decyzji i jawnie lekceważyć co się Platformie dotychczas zdarzało.
Tu nie ma teraz miejsca na jakieś wewnątrzpartyjne rozliczenia Pawlaka za niemrawą kampanię wyborczą i niski wynik. Jego pozycja w partii wcale nie ulegnie osłabieniu. Przeciwnie - ludowcy tym mocniej będą go teraz wspierać.
Bo teraz zaczyna się w PSL prawdziwa mobilizacja, która zadecyduje o sile ludowców w najbliższych wyborach samorządowych i parlamentarnych. Dobry wynik, a za taki uchodzi wynik z 2007 r. czyli ok. 9 proc., to być albo nie być dla tej partii. Albo utrzymają pozycję języczka u wagi i zdolność koalicyjną, albo stracą tę pozycję na rzecz SLD.
Jeśli stracą ją teraz, to prawdopodobnie już jej nie odzyskają i będzie to koniec najstarszej partii w naszym parlamencie.
Źródło: Gazeta Wyborcza
8148674
1