Przemysł rolno-spożywczy zapędził się w ślepą uliczkę. Dążąc do zdobycia klientów niską ceną, produkuje wyroby, w których więcej jest wypełniaczy niż podstawowego surowca. A na polach można znaleźć prawie wszystkie pierwiastki z tablicy Mendelejewa - pisze "Trybuna".
Konsumentom to się nie podoba. Kto tylko ma trochę więcej pieniędzy, kupuje żywność wytwarzaną tradycyjnie. Polska stanęła więc przed dużą szansą wykorzystania swojego potencjału, który przetrwał na wsi, jak niektórzy mówią, w postaci skansenu. Ten skansen może się wziąć do roboty. Mamy bowiem nadmiar rąk do pracy i żyją jeszcze fachowcy, którzy umieją wytworzyć prawdziwą wiejską kiełbasę, pitne miody, czy upiec dobry chleb - dodaje gazeta.
Unia się opamiętała i z werwą próbuje przywrócić wiejskim krajobrazom ich tradycyjny urok. Powstał więc system ochrony wyrobów regionalnych. Ma to dać zajęcie miejscowej ludności i skłonić ją do pozostania na roli. Tradycyjna wieś ma także większe szanse niż olbrzymie latyfundia przyciągnąć turystów uciekających od zgiełku miast, ale także od zatłoczonych kurortów.
Powrót do produktów regionalnych nie może się jednak odbywać żywiołowo. Od roku 1992 istnieje Europejski System Podnoszenia Wartości i Ochrony Wspólnoty Europejskiej. Tradycję powiązano więc z jakością. Produkty, które spełnią unijne normy, mogą otrzymać specjalne oznaczenia. Są to kółka z unijnymi gwiazdkami i odpowiednimi napisami na obwodzie. Można w ten sposób wyróżnić produkt ze względu na miejsce jego wytwarzania albo metodę produkcji. Jest to więc gwarantowana tradycyjna i regionalna specjalność. Zdaniem Marka Gąsiorowskiego z Fundacji Agro-Smak, Polska ma szansę na wprowadzenie do europejskiego systemu ochrony 30-40 produktów regionalnych - informuje "Trybuna".