27-letnia Ewa Myśliwiec z miejscowości Żory (województwo śląskie) spodziewa się za miesiąc pierwszego dziecka i - jak sama przyznaje - ma "syndrom wicia gniazda". Oznacza to, że każdy dodatkowy grosz chce przeznaczyć na dziecko. - Kompletuję teraz wyprawkę i gdy dowiedziałam się o "becikowym", to pomyślałam o czymś ekstra, czego normalnie bym nie kupiła. Będzie to bardzo dobra kołyska, która wraz z pościelą i baldachimem kosztuje prawie 700 zł - opowiada przyszła matka.
Po przeciwnej stronie barykady jest Tomasz Sławiński z warszawskiej agencji public relations, ojciec trzytygodniowego Stefana. - "Becikowe" przeznaczę na przyjemności dla siebie i dla żony - przyznaje rozbrajająco.
Detaliści nie liczą na zyski
"Becikowe" forsował rząd (proponował zwiększenie wypłaty biedniejszym matkom z 500 do 1000 zł) oraz LPR (której udało się przeforsować wypłatę w wysokości 1000 zł dla wszystkich rodzin niezależnie od ich sytuacji finansowej). W efekcie zamożniejsze matki dostaną 1000 zł, a biedniejsze - 1500 zł. W uchwalonym w tym tygodniu budżecie na ten rok na "becikowe" zarezerwowano ponad 610 mln zł. Tyle w zeszłym roku Polacy wydali na zabawki. Mniej więcej tyle był wart w zeszłym roku cały rynek kosmetyków i jedzenia dla niemowląt.
Ale branża nie spodziewa się ożywienia. Wielkie sieci hipermarketów oraz producenci artykułów dla niemowlaków nie zamawiają badań, nie szykują akcji promocyjnych i nie podnoszą prognoz sprzedaży. - Nie wiadomo, czy te pieniądze rzeczywiście pójdą na produkty dla niemowlaków - wątpi Małgorzata Machnicka, analityk z krakowskiej firmy PMR Publications. To pytanie męczy również sklepy.
Nie zwiększyliśmy zamówień, nie planujemy żadnych szczególnych akcji – usłyszeć można od przedstawicieli największych krajowych super- i hipermarketów od Tesco po Carrefour.
A detaliści jak nikt inny potrafią wyciągać pieniądze od świeżo upieczonych mam. W każdym dużym markecie jest wielki dział przeznaczony tylko dla nich, tak aby w jednym miejscu znalazły wszystkie niezbędne artykuły. Niektóre sklepy decydują się nawet na ustawienie w pobliżu półek z pieluchami specjalnych stolików do przewijania.
Nie będzie żadnego znacznego wzrostu sprzedaży artykułów dla niemowlaków – prognozuje Isolda de Saint-Paul z sieci Real. Jej zdaniem kwota "becikowego" jest kroplą w morzu wydatków, z którymi muszą się liczyć świeżo upieczeni rodzice. Poza tym - jak twierdzą przedstawiciele wielkich sieci - pewne rzeczy dla niemowlaka i tak trzeba kupić niezależnie od tego, ile ma się pieniędzy. Być może dzięki "becikowemu" najwyżej ktoś kupi maluchowi trochę droższe łóżeczko czy wózek.
Producenci też spokojni
Stoicki spokój zachowują również szefowie sprzedaży i marketingu w firmach produkujących artykuły dla maluchów. Nie spodziewamy się większego popytu na żywność dla niemowląt z powodu "becikowego". Przez pierwsze kilka miesięcy maluchy są karmione piersią i nasze produkty zaczynają być brane pod uwagę najczęściej dopiero po piątym miesiącu. A po pięciu miesiącach pieniądze z "becikowego" już będą z pewnością wydane – mówi Małgorzata Szlendak z działu public relations koncernu Nestlé Polska sprzedającego m.in. modyfikowane mleka, zupy, kasze i odżywki dla niemowląt. - Może skorzystają na tym producenci ubranek i akcesoriów - zastanawia się Szlendak.
Ci jednak zaprzeczają. Zofia Lalak, właścicielka zakładu konfekcyjnego Sofija z Radomia (to jeden z większych producentów ubranek dla dzieci), uważa, że "becikowe" nie poprawi koniunktury w jej branży. Młoda rodzina, która rzeczywiście potrzebuje "becikowego", wykorzysta te pieniądze raczej na wózek czy łóżeczko. Bo ubranka i tak kupią ci, którzy przyjdą w odwiedziny – uważa Lalak.
Ale producenci wózków i łóżeczek też na razie nie skaczą z radości. Według Przemysława Makowca, koordynatora sprzedaży krajowej w częstochowskiej firmie Deltim produkującej wózki, foteliki oraz łóżeczka, dzieci urodzone w I kwartale tego roku nie będą miały z "becikowym" nic wspólnego. Wynika to jego zdaniem ze specyfiki branży. Poszukiwania wózków, łóżeczek czy fotelików dla przyszłego malucha zaczynają się już w drugim-trzecim miesiącu ciąży, a decyzja w sprawie zakupu konkretnych rzeczy zapada w okolicach szóstego miesiąca. Wówczas rodzina już wie, co i gdzie będzie kupować, w jakim stopniu musi finansować to sama i w jakim stopniu może liczyć na prezenty. Potem sklepy odkładają dla przyszłych rodziców rzeczy, które czekają na odbiór nawet dwa-trzy miesiące, gdyż Polacy są przesądni i zazwyczaj nie przynoszą do domu niczego dla malucha, zanim ten nie przyjdzie na świat.
Rodziny może zaczną uwzględniać ten zasiłek w budżetach na niemowlaki, które mają urodzić się dopiero w II kwartale – zastanawia się Makowiec.
A może cukiernie?
Kto zatem skorzysta na "becikowym"? - Kompania Piwowarska. Tylko mnie nie cytujcie - zastrzega prezes jednej z dużych agencji reklamowych. Według niego przygotowani do powiększenia rodziny Polacy równie dobrze mogą przeznaczyć te pieniądze na urządzanie chrzcin i tzw. pępkowych. Podobnego zdania jest Stanisław Kluza, główny ekonomista banku BGŻ, który zasiadał m.in. w zespole makroekonomicznym PiS.
Na "becikowym" skorzystają "cukiernie". Urodzenie dziecka jest w Polsce okazją do świętowania, a więc rodziny wykonują dodatkowe zakupy o charakterze spożywczym. Prawdopodobnie właśnie na nie przeznaczą też "becikowe" – mówi Kluza.
Zdaniem Kluzy wpływ tego jednorazowego zasiłku na sytuację materialną rodziny jest niewielki - zaledwie 11,4 gr na jeden dzień życia dziecka. Dlatego rodzice wydadzą te pieniądze raczej szybko i nie przeznaczą ich na pomnażanie kapitału na przyszłość dziecka – mówi. Choć dla ubogich rodzin może to być jakieś wsparcie.
"Becikowe" to taki mechanizm polityki prorodzinnej, który jest niezbyt kosztowny dla państwa, ale także niezbyt skuteczny. Jest natomiast bardzo medialny, bo odreagowuje brak dyskusji na temat troski państwa o sytuację rodzin w Polsce – dodaje ekonomista BGŻ.