Jeśli zdrożeje mięso, będzie jasne, dlaczego. Przez idiotyczny przepis i upartego ministra.
W ciągu ostatniego tygodnia z 1100 zł do 1500 zł za tonę zdrożała śruta sojowa. Słonecznikowa - z 440 do 550 zł. Prędzej czy później zdrożeją wieprzowina i drób, bo śruta to podstawa pasz.
W kraju śruty brakuje, gdyż minister środowiska uznał ją za odpad produkcyjny i wpisał na czarną listę odpadów, blokując w ten sposób odprawy celne. W efekcie:
- Te przepisy trzeba zmienić jak najszybciej, rozmawiałem już z ministrem środowiska Czesławem Śleziakiem, mam jego obietnicę, że każdy, kto wystąpi o zgodę na import, dostanie ją w błyskawicznym tempie. Śruta to pasza i tak musi być traktowana. Zaliczenie jej do szkodliwych odpadów było błędem - mówi minister rolnictwa Wojciech Olejniczak. Wcześniej trzykrotnie uprzedzał ministra w listach, że grozi nam totalna destabilizacja rynku pasz.
- W Unii jest tzw. zielona lista odpadów, które można wykorzystywać jako pasze, obowiązują tu inne zasady niż przy odpadach z tzw. czarnej listy. My też taką listę tworzymy, teraz jest ona uzgadniana, myślę, że w ciągu miesiąca powstanie i problem się rozwiąże - mówi Sławomir Gola, rzecznik Ministerstwa Środowiska. Nie wyjaśnia, dlaczego zielona lista nie powstała wcześniej. - Całe obecne zamieszanie wynika z tego, że importerzy nie wystąpili w odpowiednim czasie o zgodę na import - przekonuje.
- Nie wystąpiliśmy o licencję na import odpadów, bo nie mieściło nam się w głowach, że ten przepis faktycznie wejdzie w życie - mówi jeden z większych importerów śruty. Śruta powstaje w wyniku ekstrakcji, czyli tłoczenia ziarna soi lub słonecznika. Przy tłoczeniu soi powstaje 18 proc. oleju, reszta to śruta. I chociaż jest o połowę tańsza od oleju (300 dolarów za tonę), to w sumie przy przerobie ziarna soi jest głównym źródłem dochodu dla producenta. - Jak więc może to być odpad produkcyjny? - dziwi się nasz rozmówca.
Min. Śleziak tłumaczy, że działa tylko zgodnie z przepisami unijnymi, a tam śruta to odpad poekstrakcyjny. Nie może więc jej skreślić z listy odpadów. - Takiej interpretacji przepisów o odpadach nie stosuje żaden kraj Unii i nigdzie nie jest wymagana zgoda władz ochrony środowiska na import śruty - zapewnia Bogdan Judziński, prezes Izby Zbożowo-Paszowej, który zwrócił się do premiera z prośbą o interwencję, "skoro dwóch ministrów w tym samym rządzie, z tej samej partii, nie potrafi się dogadać, to być może potrzebują dodatkowej zachęty ze strony premiera".
Dodajmy, że nowe przepisy wprowadzono już w 2002 roku, gdy ministrem środowiska był Sławomir Żelichowski (PSL). Mimo to śruta do Polski napływała, bo urzędy celne odprawiały ją po staremu. Ale przed tygodniem dostały nowy program komputerowy, w którym śruta jest na czarnej liście odpadów. Programu nie da się obejść.
Kłopoty z importem przyszły w fatalnym momencie. Śruta sojowa (u nas się soi nie uprawia) to podstawowe źródło białka przy tuczu trzody i drobiu. Rocznie sprowadzamy jej 1,5 mln ton, a słonecznikowej 300 tys. ton. Teraz popyt jeszcze wzrośnie, bo od 1 listopada obowiązuje u nas zakaz karmienia zwierząt mączkami mięsno-kostnymi. A właśnie soja jest głównym zamiennikiem mączek. Specjaliści oceniają, że oznacza to wzrost importu o 15-20 proc.