Wanda i Stanisław Łyżwińscy są bez grosza. Komornik zajął nawet ich diety poselskie. Ich synowie kupują ziemię. Zleceniodawcą przelewu jest biuro poselskie Łyżwińskiego
Latem 2004 roku Agencja Nieruchomości Rolnych wystawiła na sprzedaż 6 hektarów ziemi w Dańkowie (gmina Biała Rawska, woj. łódzkie). Do przetargu stanęła Wanda Łyżwińska. Jednak w akcie notarialnym sporządzonym po przetargu zapisano, że właścicielami gruntu stali się Cezary Łyżwiński (24 lata, student) i jego o rok młodszy brat Błażej.
Ziemia (6 hektarów i wylicytowane przez braci dwie mniejsze działki) kosztowała ponad 66 tys. zł. Łyżwińscy wpłacili wadium, a po wygranym przetargu zasadniczą sumę (62,8 tys. zł) uregulowali przelewem. "Rz" dysponuje jego kopią. Zleceniodawcą przelewu było biuro poselskie Stanisława Łyżwińskiego w Tomaszowie Mazowieckim.
Skąd dwudziestoletni synowie Łyżwińskich mieli pieniądze na ziemię? Cezary Łyżwiński zapewnia: - Prowadziliśmy działalność i mieliśmy dochody.
Posłanka Wanda Łyżwińska nie chce komentować sprawy: - Nie jestem właścicielem ziemi i informacji na ten temat nie udzielam - mówi i odkłada słuchawkę. Stanisław Łyżwiński od miesiąca, od czasu wybuchu afery rozporkowej, jest nieosiągalny dla dziennikarzy - nie odbiera telefonów.
Podbijałem cenę, ile mogłem
Odnaleźliśmy rolnika, który latem 2004 roku stanął do tego samego przetargu co Łyżwińscy. Na zadrzewionym terenie zamierzał założyć hodowlę bażantów. - Chcieli mi zapłacić, żebym się wycofał, ale odmówiłem - mówi mieszkaniec Dańkowa. - Starałem się podbijać cenę, na ile mogłem.
Licytacja była ostra: z ceny wywoławczej 23,5 tys. zł cena gruntu urosła do 61 tys. Za niespełna hektar gruntu w sąsiednich Rosławowicach Łyżwińscy zapłacili kolejne 5,6tys. zł. Kilka miesięcy temu opisaliśmy inną inwestycję Łyżwińskich. W grudniu 2005 r. Błażej Łyżwiński kupił za 20 tys. zł leśniczówkę koło Grójca. Młodszy syn parlamentarzystów tłumaczył, że wydał na to swoje oszczędności, zapłacił z nich również za inwestycje w posiadłość.
Co sprawdzają śledczy
Łódzcy prokuratorzy, prowadząc śledztwo w sprawie seksafery, wydzielili wątek finansowania biura poselskiego Stanisława Łyżwińskiego w Tomaszowie Mazowieckim. Lokalni działacze Samoobrony zeznali, że składali się na rachunki za prąd, telefony, remonty lokalu czy wynagrodzenia. Wszystkie te należności powinny być opłacane z pieniędzy, które posłowie otrzymują z Kancelarii Sejmu (10 tys. zł miesięcznie).
- Radni złożyli się na kwiaty składane podczas świąt państwowych, sfinansowali wycieczkę gimnazjalistów do Warszawy, a rachunki brali na biuro poselskie - mówi była działaczka Samoobrony w Tomaszowie. - Działacze przywozili także lewe faktury z łódzkiej giełdywarzyw i owoców, które opiewały na 600, a nawet 1000 zł.
Innym dochodem Łyżwińskiego miały być wpłaty od kandydatów na radnych. - Pierwsze miejsce na liście kosztowało 300 zł, drugie 200 zł, a trzecie 100 zł - mówi inna działaczka. - Z samego powiatu skierniewickiego przywieziono posłowi 16 tys. zł. Pieniędzy nigdzie nie ewidencjonowano.
W tej sprawie prokuratura przesłuchuje lokalnych działaczy. Niebawem będzie zeznawać Aneta Krawczyk, główny świadek obciążający Łyżwińskiego w wątku wykorzystywania seksualnego, która była dyrektorem jego biura poselskiego w Tomaszowie.
Trzy wątki jednej sprawy
Nieprawidłowości finansowe w biurze poselskim Łyżwińskiego to trzeci, najnowszy wątek śledztwa w sprawie seksafery. Pierwszy i najważniejszy to sprawa molestowania Anety Krawczyk przez Stanisława Łyżwińskiego oraz przewodniczącego partii Andrzeja Leppera. Łyżwiński został wykluczony z Samoobrony w grudniu po informacjach, że zarzuty wobec niego się potwierdzają. Śledczy sprawdzają też, czy inni działacze Samoobrony nie molestowali kobiet, proponując im pracę za seks.
Kolejnym wątkiem jest podawanie przez Jacka Popeckiego (asystenta Łyżwińskiego) oksytocyny Anecie Krawczyk. Lek miał spowodować poronienie, ale tylko przyspieszył poród najmłodszej córki. Biegli uznali, że jest duże prawdopodobieństwo, iż kobieta otrzymała przed porodem taki lek. Popecki zaprzecza, że go podawał.