Spore zamieszanie wokół sprzedaży jabłek do Federacji Rosyjskiej. Moskwa zażyczyła sobie, aby certyfikaty polskim eksporterom mogło wydawać jedynie pewne prywatne stowarzyszenie. Zaprotestowało ministerstwo rolnictwa, które twierdzi, ze takie dokumenty może wydawać tylko rządowa administracja. A eksporterzy jabłek są zdezorientowani i pytają czy po 1 stycznia będą mogli jeszcze wysyłać towar na Wschód.
Wszyscy sadownicy odliczają dni i godziny do 1 stycznia. Tego dnia Federacja Rosyjska tradycyjnie znosi cła na importowane owoce i warzywa.
Piotr Szymański „Nasz Sad” – wypowiedź archiwalna „To cło jest także w tym roku i pierwszego stycznia ono zejdzie, na pewno będziemy mogli bardziej się przebić”.
Ale sadownicy mogą srogo się zawieść. Wszystko przez to pismo z Federalnej Służby Nadzoru Weterynaryjnego i Fitosanitarnego, które stwierdza, że jedyną instytucją uprawnioną do wydawania certyfikatów eksportowych jest pewne stowarzyszenie spod Białej Podlaskiej. Jednorazowy koszt 300 euro za jeden transport. Zdaniem ministra rolnictwa to złamanie prawa polskiego i unijnego.
Marek Sawicki – minister rolnictwa „W Polsce poza Państwową Inspekcją Ochrony Roślin i Nasiennictwa żadna inna instytucja nie jest upoważniona do wystawiania tego typu certyfikatów i badań eksportowych”.
Problem w tym, że eksporterzy obawiają się, że bez takiego certyfikatu od pierwszego stycznia nie sprzedadzą na Wschód, ani jednego jabłka. A dla nich to być, albo nie być. Tymczasem rząd uspokaja.
Marek Sawicki – minister rolnictwa „Dzisiaj służby inspekcji rosyjskiej nie sygnalizują nam zakazu eksportu naszych owoców i warzyw. Wręcz odwrotnie, są bardzo zainteresowani importem”.
Sadownicy cały czas liczą, że sprawa wyjaśni się i sprzedaż na Wschód będzie przebiegała bez zakłóceń. Żaden z eksporterów jabłek nie zgodził się porozmawiać na temat nowych certyfikatów przed kamerą. Wszyscy liczą na załatwienie sprawy bez rozgłosu. Polska co roku sprzedaje do Rosji od 300 do 350 tysięcy ton jabłek.