Od 14.00 do 15.00 telefoniczny dyżur pełnił premier i przewodniczący SLD Leszek Miller.
To były bardzo przyjemne i sympatyczne rozmowy bez ostrych słów - powiedział Leszek Miller po dyżurze.
Szef rządu przyznał jednak, że podczas rozmów ujawniło się wiele problemów, "głównie związanych z pracą oraz zaniepokojeniem o fundusz alimentacyjny i emerytury".
Jeszcze przed rozpoczęciem dyżuru premier zapytany, czy boi się, że ludzie będą dzwonić i wylewać swoje żale odpowiedział, że się nie boi.
"To, co ludzie mówią, wiem od dawna. To dla mnie żadna nowość; wystarczy, że pójdę do swojego biura poselskiego i wiem dokładnie, co ludzi boli. Dobrze wiem, jak to polskie nieszczęście wygląda" - powiedział.