Trudno już mówić o prawdziwym boomie zakupów przed świętami, jak bywało w latach 80. Wg GUS w okresie przedświątecznym nastroje konsumenckie idą w górę od 3 do 5 proc. Dlatego handlowcy coraz wcześniej startują ze świąteczną ofertą.
Wyścig o klienta rozpoczyna się już praktycznie na początku listopada. I choć faktycznie kupujemy więcej, to na rynku nie widać jednak eksplozji, a raczej niewielkie wybrzuszenie. Powód? Gospodarka wolnorynkowa sprawia, że nasze potrzeby zaspokajamy na bieżąco. Według specjalistów to bardzo dobrze: Niezrealizowane potrzeby, czyli popyt konsumpcyjny odłożony jest największym wrogiem i budżetu gospodarstwa domowego, i budżetu państwa, i bilansu handlowego, i w ogóle rozumnej ekonomii - mówi Wiesław Łagodziński z GUS-u.
GUS zwraca także uwagę na to, że coraz większe są różnice w tym, ile wydajemy na święta: od kilkudziesięciu złotych na gospodarstwo domowe do nawet kilku tysięcy na osobę. To świadczy o ogromnej przepaści między najbiedniejszymi a najbogatszymi