Wybory czas zacząć. Ale czy jest w czym wybierać? Wielu może zadawać sobie takie pytanie. Wiadomo, że ponad 30% wyborców jest jeszcze niezdecydowanych. Wiadomo też, że tak naprawdę o wynikach zadecyduje wieś. Nic więc dziwnego, że najpoważniejsi kandydaci prześcigają się w wabieniu rolników – w ostatnich dniach odwiedzali gospodarstwa albo np. spotykali się z ... leśnikami. Korzystając z niewiedzy albo niepamięci obiecują zrównanie dopłat obszarowych z dopłatami jakie otrzymują np. francuscy, czy niemieccy rolnicy a przecież wiadomo, że już w traktacie akcesyjnym Jarosław Kalinowski wespół z Leszkiem Millerem wynegocjowali takie zrównanie po 2013 roku.
No chyba, że kandydaci a właściwie ich sztaby mają na myśli zrównanie natychmiastowe, choćby od przyszłego roku, ale przecież wszyscy wiedzą, że jest to niemożliwe, bo unijny budżet dawno zamknięty i dobrze będzie jak się teraz z powodu np. Hiszpanii nie zawali.
Zejdźmy na ziemię, wciąż mamy przecież problem popowodziowy i żadnym dla nas pocieszeniem nie są wiadomości, że klęska dotknęła ostatnio także Francję. A problem jest, bo wbrew zapewnieniem władz, iż wypłaty zapomóg do 6 tys. zł przebiegają w tempie ekspresowym. Nic z tych rzeczy – urzędnicy żądają oświadczeń o wysokości osiąganych dochodów a rzeczniczka MSWiA plącze się w zeznaniach twierdząc programie telewizyjnym „Prosto z Polski” raz o wysokości strat jako jedynym kryterium przyznawania pomocy, by w tym samym programie wycofać się, mówiąc o decydującym głosie urzędników ośrodków pomocy społecznej, którzy wedle własnego rozeznania, właśnie na podstawie zaświadczeń o wysokości dochodów osiąganych przed powodzią przez poszkodowanych. Smaczku dodają informacje z Mazowsza o wszczęciu śledztwa w związku z pojawieniem się na bazarach darów przeznaczonych niby bezpłatnie dla powodzianach a teraz oferowanych do sprzedaży przez tych, którzy nie wiedzieć jakim cudem te dary otrzymali. Ujawniony został także zatrzymany na szczęście przez policję oszust i naciągacz internetowy podszywający się pod "Caritas" zbierający na swe prywatne konta wpłaty na rzecz powodzian.
Już w najbliższą niedzielę powodzianie wystawią ocenę rządzącym. Wiele wskazuje na to, że w takiej sytuacji i dusznej atmosferze w ogóle nie pójdą głosować. Nawet do naprędce wyszykowanych namiotów w zalanych gminach.
A skoro mowa o powodzi – nóż się w kieszeni otwiera na ostatnie wiadomości – we Wrocławiu ujawniono tajemnicę poliszynela o tym, że miasto dysponuje przedwojennymi, niemieckimi mapami zalewowymi. Czyli co – władze wiedziały a mimo to zezwalały na budowanie i ludzi nie ostrzegały. I tak przez 65 minionych lat!
Skoro mowa o wprowadzaniu w maliny – jakoś tak bokiem i po cichu przemknęła wiadomość o sztuce budowania bardzo tanich mieszkań. Jak znalazł dla poszkodowanych np. w Lanckoronie wskutek osuwania się gruntu. Sztuka udała się bezrobotnym w powiecie nyskim. W ramach innowacyjnego "programu budowy mieszkań poprzez system szkoleń zawodowych osób bezrobotnych", stworzonego przez Powiatowy Urząd Pracy powstał i w 2008 roku w Paczkowie został oddany do użytku dwupiętrowy blok z dwunastoma mieszkaniami. Metr kwadratowy mieszkania w tym budynku kosztował ledwie 800 zł. Nyski PUP zapewnił tylko wykładowców, instruktorów i kadry nadzorujące budowę. Pod ich okiem 176 bezrobotnych postawiło dom powyżej standardów, w którym obecnie mieszkają głównie samotne matki z dziećmi. Dzieło bezrobotnych zostało docenione oczywiście nie u nas, ale za granicą – otrzymało jedną z sześciu Europejskich Nagród Przedsiębiorczości. Jeśli więc bezrobotnym udało się w 2008 roku postawić budynek z mieszkania w cenie 800 zł za metr kwadratowy, to co mamy sobie myśleć o tzw. developerach zdzierających z młodych małżeństw na dorobku po 8 tysięcy zł za metr kwadratowy i więcej?
Wszyscy też wiemy jak bardzo zdziera z nas skórę Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo (PGNiG). Najnowsze dane Eurostatu – takiego europejskiego GUS-u - potwierdziły tylko to, że gaz w naszym kraj jest cholernie drogi, a rachunki są jednymi z najwyższych w całej Unii Europejskiej! Biorąc pod uwagę siłę nabywczą gaz jest droższy tylko w Szwecji. Ale tam podwyżek nie ma co 3-4 miesiące. Tymczasem uwaga, uwaga – PGNiG zapowiada kolejne podwyżki już we wrześniu bieżącego roku! Pewnie dlatego, że muszą z czegoś zapłacić za koszty poszukiwania gazu łupkowego. Oby nie okazało się to kolejna złudą jak ongiś wydobycie ropy naftowej pod Karlinem. Wszak mieliśmy być Kuwejtem Europy. Okazało się, że były to tylko obiecanki cacanki – czyli gruszki na wierzbie. W tym kontekście hiper niepoprawnym optymistą okazuje się być Waldemar Pawlak stawiający na zieloną stronę mocy i ostatnio reklamujący jeszcze jedne „gruszki” – węglowe ogniwa paliwowe.
Zakończę komentarz silnym akcentem rolniczym – 17 czerwca 2010 r. FDPA, czyli Fundacja na rzecz Rozwoju Polskiego Rolnictwa ogłosiła „Raport o stanie wsi – Polska wieś 2010”. Wszystkich internatów zainteresowanych tematem odsyłam do strony www.fdpa.org.pl Przykro się robi czytając tylko pierwszy rozdział – spada nie tylko udział rolnictwa w tworzeniu dochodu narodowego – tak zwanego produktu globalnego - i produktu krajowego brutto – poniżej 4% (w 2007 r. było 4,3%). Niska jest także produktywność ziemi (produkcja w tys. euro na 1 hektar użytków rolnych) – jeśli w Polsce wynosi ledwie 1,3, to np. w Belgii 5,3 a w Holandii – 12,0! Jeszcze gorzej wypadamy porównując produktywność pracy – gorsi są od nas tylko bułgarscy i rumuńscy rolnicy – my osiągamy 8,6 tys. euro na 1 AWU ( Annual Work Unit – czyli nakłady pracy właścicieli gospodarstw, członków ich rodzin oraz pracowników najemnych 1 AWU = 2200 godzin pracy rocznie) a taka Dania – 155,1 tys. euro. Żeby już ostatecznie pogrążyć zły nastrój autorzy raportu stwierdzają także, iż nie powiodła się próba znacznego przyspieszenia przemian strukturalnych – nadal mamy bardzo rozproszone rolnictwo a gospodarstw osiągających tzw. wielkość ekonomiczną 16 ESU (wyrażających dochodowość gospodarstw – 1 ESU = 1200 euro) mamy w naszym kraju jedynie 100 tysięcy! Słowem nic tylko siąść i płakać albo dobijać się o zwiększoną pomoc unijną, żeby dorównać choćby średniakom w Europie.
Czy trzeba się dziwić, że jest jak jest z naszym rolnictwem, skoro zarządza nim kartoflany doktor do spółki z byłym dziennikarzem a jeszcze do niedawna z jeszcze jednym specjalistą na którym nie poznali się unijni biurokraci, bo szybko się go pozbyli i których wizerunkowo wspiera niezniszczalna, pulchna, książ(y)kowa blondynka? No cóż, nadchodzi czas wyborów – najpierw prezydenckich, potem samorządowych a jak się dobrze ułoży, to wiosną przyszłego roku także parlamentarnych. Czas na ocenę i podsumowanie całego tego towarzystwa. No chyba, że ktoś ma inny pomysł.
8146676
1