Tysiące pszczół zaatakowały we wtorek giżyckich strażaków i przechodniów. Dwie użądlone osoby trafiły do szpitala. Gigantyczne gniazdo pszczół tkwiło w murach domu przy ul. Olsztyńskiej od siedemnastu lat.
Owady zbudowały gniazdo pod dachem budynku. Dwóch strażaków na podnośniku hydraulicznym wjechało na wysokość pierwszego piętra. Zamierzali przenieść gniazdo do rojnicy - drewnianej skrzynki, by później oddać je któremuś z podgiżyckich pszczelarzy. Nagle zaatakowały ich pszczoły.
- Tysiące pszczół w furii odbiły się ode mnie oraz kolegi i wyleciały na ulicę - powiedział "Gazecie Współczesnej" sekcyjny Jacek Cimochowski. - Miałem na sobie kombinezon ochronny, ale kilka owadów dostało się do środka. Czułem, że mnie pocięły, ale nie zwracałem na to uwagi. Byłem na wielu takich akcjach, ale tak wielkiego roju w życiu nie widziałem.
Atak na przechodniów
Pszczoły rozleciały się w promieniu 50 metrów. Kierujący akcją kapitan
Dariusz Modzelewski wezwał posiłki. Policjanci i strażnicy miejscy wstrzymali
ruch pieszy i samochodowy na ul. Olsztyńskiej. Wielu przechodniów zignorowało
akcję i znalazło się w miejscu, gdzie kłębiły się owady. Użądlony został
mężczyzna uczulony na jad pszczeli.
- Podaliśmy pacjentowi lek
odczulający i przewieźliśmy go na oddział ratunkowy - mówi lek. med. Marek
Sajkowski, koordynator Pogotowia Ratunkowego w Giżycku. - Mężczyzna szybko
doszedł do siebie i nie było potrzeby dalszej
hospitalizacji.
Zamrozili pszczoły
Do godz. 18.20 strażakom udało się ostatecznie pokonać pszczeli żywioł. Spryskali owady armatką wodną i zamrozili śniegiem z gaśnic. Lokatorzy domu opanowanego przez owady pamiętają, że pszczoły pojawiły się pod ich dachem w 1977 r. Przez 17 lat powstało gigantyczne gniazdo ważące ponad 10 kg. Tak ciężkie były plastry z wyprodukowanym przez pszczoły miodem. W środę pszczele niedobitki nadal latały nad ul. Olsztyńską. Strażacy jednak uspokajają, że to tylko robotnice, niezdolne do odbudowy gniazda.