Na kontach Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska leży bezużytecznie 20 mln zł, które miały trafić na inwestycje ekologiczne w regionie. Poleżą dalej, bo od początku roku ani razu nie zebrała się nowa rada nadzorcza
Wczoraj dziennikarzy zaproszonych na konferencję prasową powitały puste krzesła z imiennymi tabliczkami. - Tak wygląda nasza rada nadzorcza - żartowali przedstawiciele funduszu, który jako jedyny w kraju nie ma skompletowanej rady nadzorczej.
Dlatego nie może decydować o rozdzieleniu pieniędzy na inwestycje i pożyczki ekologiczne powyżej 500 tys. zł. Do wczoraj wnioski o pieniądze o wartości ponad 20 mln zł zajmują już ponad 300 stron.
Siedmioosobową radę nadzorczą powołuje sejmik, ale jest ona ściśle określona przez ustawę o ochronie środowiska. Dwa miesiące temu wojewoda zakwestionowała wybór dwóch jej członków: przedstawiciela ekologów i środowiska gospodarczych. We wtorek radni sejmiku wybrali zatem nowy jej skład. I co?
- Nasza radość trwała tylko do rana - mówi Jarosław Berger, prezes WFOŚ w Łodzi. - Wtedy dowiedzieliśmy się, że ma być odwołany Piotr Ligocki, dyrektor wydziału środowiska w Urzędzie Wojewódzkim. Automatycznie straci też miejsce w radzie nadzorczej. To oznacza, że radę trzeba wybierać jeszcze raz. Apeluję do pani wojewody, by nie torpedowała jej składu po raz drugi. Na pieniądze czeka wiele samorządów z naszego regionu.
Według Bergera pieniądze nie trafią na budowę składowiska odpadów w Łodzi (5,4 mln zł), lotniska Lublinek (1,2 mln zł) czy MPO (1,1 mln zł).
Co na to służby wojewody? Sławomir Przybyłowicz, rzecznik wojewody, zaprzeczył rewelacjom Bergera. - Dyrektor Ligocki nie został zwolniony - stwierdził.
Berger: - Cieszę się, że pani wojewoda wstrzymała decyzję.