Delegat Lubuskiej Izby Rolniczej Zbigniew Kryk wraz małżonką Ireną prowadzi we wsi Gądków Wielki w gm. Torzym w woj. lubuskim gospodarstwo rolno-szkółkarskie, produkcja drzew i krzewów ozdobnych „EUROPLANT” o areale 150 ha. Działalność ma charakter rodzinny, pomagają dzieci, wykształcone w tym kierunku : córka Andżelika jest projektantem terenów zielonych po Akademii Sztuk Wizualnych oraz kończy naukę w zakresie agroturystyki na UAM w Poznaniu; syn Dominik kończy Wydział Mechaniczny na Uniwersytecie Zielonogórskim, równocześnie kontynuuje naukę na Wyższej Szkole Handlu i Finansów Międzynarodowych, najmłodsza córka Celina ma 15 lat.
Państwo Krykowie w końcu lat 80-ątych podjęli decyzję o zakupie gospodarstwa rolnego z 60 ha ziemi, na której rozpoczęli uprawiać zboże. Gospodarstwo i ziemia była w strasznej ruinie. Pan Zbigniew zawsze miał marzenia o pracy na własnej ziemi.
Nie było wtedy w Polsce ani mody, ani rynku na uprawę i sprzedaż hurtowych ilości iglaków. Ludzie sadzili pojedyncze iglaki tylko na cmentarzach, a jałowce to rosną w lesie same –mówili. W wyniku tego, iż pan Zbigniew zawodowo jeździł po Europie – zaobserwował trend w kierunku komponowania i ozdabiania ogrodów oraz żywopłotów. Szkółek małych roślin ozdobnych jest wszędzie dużo, nawet za granicą. Specjalizacja w dużych formach roślin okazała się strzałem w dziesiątkę. Uprawiają 700 gatunków: tuje (46 podgatunków), rododendrony, cyprysy, świerki, jałowce, jodły np. kaukaska, azalie.
Na początku lat 90-ątych , gdy nastąpiła transformacja ustrojowa oraz większa swoboda wyjazdów za granicę – ludzie podglądali zachodnie ogrody i wprowadzali te zmiany u siebie. Koniunktura zaczęła się sama. - Nie musiałem się nawet reklamować – twierdzi Z. Kryk.
Pierwsze iglaki produkowali pod folią- tuje i cyprysy, na kontrakty do Niemiec. Pierwsza nauka uprawy następowała również na błędach. Doświadczenie trzeba zbierać przez lata. Są z pokolenia nauczonego ciężkiej pracy.
Rozwój sprzedaży na rynek polski następował powoli, ale sukcesywnie. Obecnie kooperują w dziedzinie iglaków wysokich, czyli w dużych postaciach od 3-5 m - również ze Wschodem, np. z Ukrainą.
Bazowali od początku na eksporcie, gdyż rynek polski nie wchłonąłby takich ilości form wysokich iglaków. Na początku materiał sprowadzali i iglaki rosły do większych rozmiarów, obecnie sami to robią, mają wszelkie certyfikaty, paszporty roślin, funkcjonują obecnie jako certyfikowana szkółka. Jednak nie należą do jakichś stowarzyszeń czy grup producenckich w tej dziedzinie – radzą sobie sami.
Ich rośliny wygrywają wiele wystaw oraz zdobią skwery i klomby miast, sponsorują również upiększanie placów publicznych okolicznych miejscowości.
Dziś klient staje się bardziej wybredny- poszukiwane są bardzie wyszukane gatunki, np. araukarie. Obecnie wielkim zainteresowaniem cieszą się iglaki prowadzone w formie „bonsai” – jest to ostatnio „krzyk mody” w tej branży. Starają się ciągle nadążać za rynkiem i potrzebami ludzi. Podglądamy rynek europejski- jeździmy na największe targi ogrodnicze – do Oldenburga na północy Niemiec.
Ich firma stanowi zaplecze praktyczne przy nauce teorii dla studentów kierunku –kształtowanie terenów zielonych przy Wyższej Szkole Administracji Publicznej w Sulechowie.
Połowę areału ziemi gospodarstwa wykorzystywana jest w sposób typowo rolniczy – obsiewana jest zbożem: żyto, owies, pszenica. Posiadają całe usprzętowienie niezbędne do uprawy ziemi, który w dokupują i unowocześniają w miarę potrzeb. Nie ubiegali się o żadne środki przedakcesyjne i unijne, z powodu ograniczeń wiekowych.
Podział pracy w gospodarstwie, a właściwie przedsiębiorstwie eksportowym – jest dokładnie określony- pani Irena zajmuje się i odpowiada za organizację sprzedaży, marketing, natomiast pan Zbigniew zajmuje się organizacją pracowników, agrotechniką i technologią. Jak mówi- kontakty i wcześniejsza praca zmusiła go do nauki j. niemieckiego, jest samoukiem.
Wejście Polski do Unii nie spowodowało w ich działalności przełomowych zmian oprócz zniesienia granic, co przyczyniło się do zmniejszenia formalności. Pojawiło się więcej klientów indywidualnych z Niemiec. Jak sami twierdzą- już w swojej nazwie „Europlant” – zawarta jest europejska idea ich działalności. W rolnictwie trzeba myśleć, nie na jutro, ale na pojutrze – mówi pan Zbigniew.
Państwo Krykowie są prekursorami na swoim terenie również wolnej hodowli świniodzików. Jest to jedna z form hodowli niszowych, rozwija się prężnie ze względu na walory smakowe mięsa - smaczne i zdrowe.
Własny biznes, a tym bardziej w rolnictwie jest bardzo absorbującym zajęciem. Jednak rodzina znajduje czas i na hobby – myśliwstwo, konie, podróże czy ciągłe dokształcanie się. Pan domu wypuszcza się na polowania aż na Białoruś, ostatnio ustrzelił 2 łosie badylarze i jelenia.
Są optymistami w działaniu, zorganizowanie takiego warsztatu pracy nie obywa się bez kłopotów (np. produkcja zależna od pogody – wymarznięcia), ale lubią to, co robią i mają w perspektywie kontynuatorów swojego dzieła.