Kartacze, kiszka ziemniaczana, sękacz, smalec szary, bryndza, psiwo kozicowe. Można by jeszcze długo wyliczać nazwy regionalnych potraw, wytwarzanych w różnych zakątkach Polski.
W krajach Unii Europejskiej doceniono ich wartość - bo sporo można na takich produktach zarobić - i otoczono ochroną prawną. Przed większością polskich produktów regionalnych, by mogły otrzymać oznaczenia uprawniające do sprzedaży na europejskich rynkach, czyli zostać zarejestrowane, daleka droga. Nie ma natomiast przeszkód, by wiele z nich sprzedawano jako produkty lokalne, tożsamościowe. Konsumentów takie smakołyki przyciągają. To szansa dla małych społeczności na rozwój i wzbogacenie się. Potrzebny jest jednak system, dzięki któremu produkty te będą bezpieczne dla konsumenta. Na razie taki system powstaje.
Od chwili ustanowienia przepisów ochronnych zarejestrowano we wszystkich krajach Unii 630 specjałów. Prym pod względem liczby zarejestrowanych i prawnie chronionych produktów regionalnych wiodą Włosi i Francuzi. Zarejestrowane specjalności należą do różnych grup. Od serów i wyrobów mięsnych, poprzez przetwory rybne i wypieki cukiernicze, po owoce i napoje, w tym piwo. Wszystko wskazuje na to, że ochroną objęte zostaną także alkohole, bo zabiegają o to państwa członkowskie. Dlaczego warto starać się o rejestrację oznaczeń i znaki towarowe? Bo chronią nazwę produktu przed konkurencją, a dokładnie przed nieuczciwym przywłaszczeniem nazwy lub podrobieniem. Jednak nie to jest najważniejsze. Znak rejestracji wydany przez Unię to gwarancja, że produkt, który go posiada, nie zagraża zdrowiu, jest bezpieczny dla konsumenta. I choć – jak w niektórych przypadkach - nie powstaje w higroskopijnych warunkach, to spełnia ściśle określone wymogi. A ponadto poddawany jest kontroli.