Połowa żywności w Rosji pochodzi z importu, z samej UE 35-40 proc., więc olbrzymia ilość unijnej produkcji zostanie w Europie - mówi prof. Andrzej Kowalski. Podkreśla, że ponieważ embargo dotknie wszystkie kraje UE, to chętnych na rekompensaty będzie wielu.
Prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin podpisał w środę dekret, który zakazuje lub ogranicza wwóz do Rosji "niektórych produktów rolnych, surowców i artykułów spożywczych" z krajów, które wprowadziły sankcje przeciwko FR lub przyłączyły się do nich. Obostrzenia mają obowiązywać rok.
Prof. Andrzej Kowalski z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej podkreśla w rozmowie z PAP, że istnieją kraje, które mogłyby co prawda zagospodarować żywność objętą embargiem, ale nie mają na to pieniędzy. Wyjątkiem są Chiny i USA, ale z nimi z kolei Unia rywalizuje o pozycję lidera w eksporcie owoców i warzyw. "Działamy z nimi (z USA i Chinami - PAP) na zasadach konkurencji i patrząc od tej strony, jeżeli jest szansa, że powinie się noga konkurentowi, to czy oni będą nas wspierać, czy wykorzystają moment, by nas osłabić?" - pyta ekspert.
Kowalski opisuje dwa różne poglądy na temat możliwych konsekwencji wojny handlowej. Jedni uważają, że Rosja będzie musiała ograniczyć, zmniejszyć lub wręcz nieprzestrzegać sankcji, ponieważ doprowadzi to do niedoboru żywności i wzrostu cen. Inni twierdzą natomiast, że Rosja może zaimportuje żywność z Ameryki Południowej. Zdaniem eksperta nie byłoby to jednak takie proste. "To nie jest kwestia kilku ton (żywności - PAP), tylko ogromne ilości, idące w setki tysięcy. Nie chodzi nawet o spełnienie wymogów fitosanitarnych. Trzeba te produkty przewieźć w odpowiednich warunkach, rozdysponować odpowiednimi kanałami redystrybucyjnymi po olbrzymim terytorium. Problemy logistyczne są bardzo trudne do przezwyciężenia, szczególnie w krótkim okresie" - powiedział PAP.
"Rosjanie importują z Unii np. 96 proc. tłuszczu świńskiego, ok. 70 proc. mleka i ok. 60 proc. stanowią sery i twarogi. To pokazuje skalę tego problemu" - wylicza.
Ekspert zwraca też uwagę na szerszy kontekst sankcji, które dotkną innych sektorów. Na przykład firm transportowych, które poniosą straty; embargo pośrednio dotknie i banków, bo część obrotów i inwestycji jest finansowana z kredytów. Nie mając pieniędzy na pokrycie kosztów, niektórzy beneficjenci wystąpią o odroczenie płatności.
Ekspert podkreśla też, że rosyjskie embargo na inne kraje UE przekreśla polskie szanse na wysokie rekompensaty od KE.
"Teraz, gdy embargo ma dotyczyć wszystkich krajów UE, to wyciągających rękę po rekompensaty będzie więcej" - zaznacza.
9228192
1