Bilans eksportu polskich produktów rolno-spożywczych już niedługo może sięgnąć dna - twierdzą eksperci z Krajowej Izby Gospodarczej. Z kolei analitycy z Ministerstwa Gospodarki wyliczyli, że w tym roku na eksporcie do Rosji zarobimy około 400 mln dolarów. To ponad 50% więcej niż w roku ubiegłym. Kto ma rację? Prawda jak zawsze leży po środku.
W ciągu roku w Polsce organizowane są spotkania, seminaria i targi w których uczestniczą polscy i rosyjscy przedsiębiorcy. Zdaniem organizatorów duża frekwencja świadczy o tym, że stosunki handlowe między naszymi krajami poprawiają się.
Jednak te optymistyczne wyliczenia nie idą w parze z rzeczywistością - przekonują eksperci z Krajowej Izby Gospodarczej. Według nich wzrost eksportu nie jest zasługą naszych przedsiębiorców.
Chodzi o to, że do 1 maja towary wysyłane były przez Litwę i Łotwę. Wtedy najwięcej zarabiali pośrednicy. Od dnia akcesji sytuacja się zmieniła. Teraz nasze towary eksportowane są bezpośrednio do Rosji.
Brak odpowiednich standardów, kulejąca polityka handlowa oraz brak certyfikatów- to wciąż podstawowe przeszkody na drodze do rosyjskiego rynku. Rosjanie wiedzą, że towar przez nich importowany jest droższy, dlatego chcą na terenie Federacji wybudować swoje zakłady. Polscy producenci widząc zagrożenie dokładają wielu starań, aby być konkurencyjnymi i nie zniknąć z tego rynku. Ich zdaniem tylko szybkie obniżenie kosztów może przynieść efekt. Jednak z tą opinią nie zgadzają się eksperci.
Do tej pory Rosjanie najchętniej kupowali od nas mięso. Ale ta sprzedaż w ostatnim czasie kuleje. Ekspertom z Krajowej Izby Gospodarczej brakuje optymizmu. Mówią, że wszystko wskazuje na to, że będzie tylko gorzej.