Ustawa o finansach publicznych to kaganiec blokujący nowelizację budżetu na 2013 r. - uważają eksperci. Jeżeli ustawa ta nie zostanie zmieniona, to resort finansów nie będzie mógł zwiększyć tegorocznego deficytu, a to - zdaniem specjalistów - jest konieczne.
Premier Donald Tusk poinformował we wtorek, że nowelizacja budżetu jest prawdopodobna, a rząd ma przedstawić wstępne propozycje w tej sprawie latem. Szef rządu zapewnił, że cięcia mają ominąć wydatki o charakterze społecznym.
Problem tkwi jednak w ustawie o finansach publicznych, która blokuje możliwość nowelizacji budżetu. Chodzi o przepis, który nakłada na rząd swego rodzaju karę, gdy relacja kwoty państwowego długu publicznego do PKB jest między 50 a 55 proc. Z taką sytuacją mamy do czynienia od kilku lat. W 2010 r. dług stanowił 52,8 proc. PKB, w 2011 r. 53,4 proc. PKB, a w 2012 r. - 52,7 proc. PKB. W takim przypadku rząd przedstawia projekt ustawy budżetowej, w którym relacja deficytu budżetu państwa do dochodów nie może być większa, niż relacja wynikająca z ustawy na rok bieżący.
Główny ekonomista banku Pekao Marcin Mrowiec powiedział PAP, że deficyt zaproponowany przez rząd w budżecie na 2013 r. był już na maksymalnym poziomie, dopuszczonym w ustawie o finansach publicznych. - Jesteśmy w kropce, bo deficyt ustaliliśmy na poziomie maksymalnym, a wiemy, że będzie on wyższy. Z drugiej strony nie możemy go podnieść, bo trzyma nas ustawa o finansach publicznych - zauważył.
Jego zdaniem do nowelizacji budżetu konieczna będzie zmiana przepisów ustawy o finansach publicznych. - W przeciwnym razie minister finansów będzie musiał różnymi nieformalnymi metodami upychać ten deficyt po kątach. Ale to tylko rolowanie problemu, w przyszłym będzie jeszcze większy - dodał Mrowiec.
Na konieczność zmiany ustawy o finansach publicznych wskazuje także analityczka z biura strategii rynkowych PKO BP Aleksandra Bluj. Alternatywą - jej zdaniem - byłoby znalezienie środków, które zmniejszyłyby dziurę budżetową. Według niej, aby uniknąć konieczności nowelizacji budżetu, dochody podatkowe musiałyby jednak gwałtowanie wzrosnąć. Bluj uważa, że do tego potrzebny byłby cud gospodarczy.
Oceniła przy tym, że sygnały rozwoju gospodarczego są słabe. - Ciężko jest sobie wyobrazić, by druga połowa roku pozwoliła na takie zwiększenie dochodów budżetowych, które pozwoliłoby uniknąć ryzyka nowelizacji budżetu - powiedziała.
- Można jeszcze trochę ciąć wydatki, ale już wchodzimy w cięcia inwestycyjne, co ma negatywny wpływ na wzrost gospodarczy. Nie dość, że jest niemodne teraz w świecie, to prawdopodobnie do pewnego stopnia także niemądre. Z drugiej strony jesteśmy na progu takich wydatków, które są sztywnie zapisane i gwarantowane innymi ustawami - dodała.
Zgodnie z danymi departamentu analiz makroekonomicznych PKO BP, ustawa budżetowa na 2013 r. przewiduje, iż relacja dochodów do deficytu wyniesie w tym roku ok. 11,9 proc., czyli tyle samo, ile zaplanowano w budżecie na 2012 r. Analitycy banku szacują, że w tym roku dochody budżetu będą niższe o ok. 16 mld zł, co oznaczałoby, że relacja ta wyniosłaby nie 11,9 proc. tylko 18,2 proc.
Z danych Ministerstwa Finansów wynika, że na koniec kwietnia br. deficyt budżetu państwa wyniósł 31 mld 746,4 mln zł, czyli 89,3 proc. deficytu planowanego na cały 2013 r. MF podało, że wydatki państwa wyniosły 118 mld 608,9 mln zł, czyli 35,4 proc. z 334 mld 950,8 mln zł planowanych na cały bieżący rok. Z kolei dochody budżetu wyniosły 86 mld 862,5 mln zł, co stanowi 29 proc. z 299 mld 385,3 mln zł zapisanych w tegorocznym budżecie. Wstępne szacunki resortu mówią, że deficyt budżetu po maju jest nieco niższy niż w kwietniu.
9423393
1