Zupełnie inaczej jest w Wielkiej Brytanii. Moda na ekologię kwitła, sprzedaż organicznej żywności rosła, a wraz z nią zyski rolników. Wielu producentów zdecydowało się na duże inwestycje, zaczęło współpracować z sieciami handlowymi. Do czasu. Kryzys zabrał im dochody i nadzieje, że będą mogli spłacić zaciągnięte długi.
Konsumenci zaczęli oszczędzać i nie wszystkich stać na produkty ekologiczne, które kosztują więcej niż te wytwarzane masowo. Boleśnie przekonali się o tym producenci jaj. Desperacko szukają rynków zbytu i liczą straty, bo od początku roku ich obroty spały juz prawie o 10%. Niektórzy wydali setki tysięcy funtów na wyposażenie kurników, skończyli inwestycje tuz przed wybuchem kryzysu i teraz nie mogą podnieść się z długów. A co gorsze perspektywy dla dostawców ekologicznych jaj nie są najlepsze. Pesymistyczne prognozy mówią, ze załamanie rynku może potrwać nawet 3 lata. I tyko na pocieszenie jedna z sieci handlowych zapowiedziała, że nie wycofa się ze sprzedaży organicznego drobiu i jaj, nawet jeśli nadal popyt będzie spadał. Produkty ekologiczne mają grupę bardzo lojalnych klientów, którzy zawsze zapłacą za wyższą jakość. Pytanie tylko, czy z tej grupy wyżyją wszyscy producenci.
--------------------------
Zostajemy w Wielkiej Brytanii. W Nottingham z finansowego dołka wyciągnął rolników miejscowy szpital. Jak? Postawił wyłącznie na lokalnych dostawców żywności. Projekt ma zapewnić rodzimym producentom zyski a szpitalnej kasie oszczędności rzędu sześciu milionów funtów. Zamiast sprowadzać mięso i warzywa z zagranicy, podpisali umowy z okolicznymi gospodarzami, łatwiej im kontrolować jakość surowców i nie wydaja zbędnych funduszy na pośredników. Kilka kilometrów od szpitala znajduje się hodowla świń Michaela Hatton'sa. Zanim właściciel zaczął dostarczać mięso do szpitalnej kuchni, był w finansowym dołku. Teraz może pochwalić się wypracowanym po raz pierwszy od 10 lat zyskiem. Nie tylko w tej angielskiej miejscowości idea: „kupuj lokalnie” się sprawdza. Coraz więcej osób zaczyna doceniać walory rodzimej produkcji. Menadżer szpitalnej kuchni wymienia je jednym tchem: dobra jakość, świeżość, oszczędność na transporcie i pośrednikach oraz rozwój lokalnej przedsiębiorczości.