Zatrucie grzybami. Sześciolatek z Wałcza, w bardzo ciężkim został przetransportowany do szpitala w Warszawie, gdzie czeka na przeszczep wątroby. Dziecko zjadło muchomora sromotnikowego. Od maja w Zachodniopomorskiem muchomorem sromotnikowym zatruło się już 11 osób. Na szczęście żadna z nich nie zmarła, ale powrót do zdrowia jest trudny.
Toksyny zawarte w tym niepozornym grzybie doszczętnie niszczą wątrobę. Potrzebny jest przeszczep. To jest jedyna metoda leczenia, która w takiej sytuacji może uratować człowiekowi życie. Niestety, wiele przypadków kończy się śmiertelnie.
Muchomora sromotnikowego łatwo pomylić z innymi grzybami; małe przypominają pieczarki, duże - sowy i zielonki. Niezależnie, czy jest to niedyspozycja po zjedzeniu większej ilości podgrzybków, czy zatrucie grzybami śmiertelnie trującymi, pierwsze objawy są takie same, czyli bóle brzucha, wymioty, biegunki, niedyspozycje gastryczne. Później jest tak zwana faza utajenia - pacjent czuje się lepiej. I dopiero dwa, trzy dni po zatruciu pojawiają się objawy niewydolności wątroby.
Ale wtedy na leczenie jest za późno. Można tylko stosować działania utrzymujące przy życiu i czekać na przeszczep wątroby. Dlatego ważne jest, by natychmiast zgłosić się od lekarza, jeśli po zjedzeniu grzybów pojawią się jakiekolwiek problemy żołądkowe. I oczywiście nie jeść grzybów, których nie jesteśmy pewni. Każdy, kto sprzedaje grzyby powinien mieć dokument wydany przez specjalistę. Ale warto go dokładnie obejrzeć, bo zdarzają się kopie lub dokumenty bez pieczątki.
Codziennie nowy dokument - taka zasada obowiązuje na jednym ze szczecińskich targowisk, gdzie codziennie przychodzi klasyfikator i ogląda grzyby. Na innym sprzedawcy sami muszą atest załatwić, na kolejnym - grzybów w ogóle sprzedawać nie wolno. Ofiarami trujących grzybów najczęściej są właśnie ci, którzy sami je zebrali, przekonani, że na grzybach świetnie się znają.