W porównaniu z ub.r. ceny żywności w okresie świątecznym będą wyższe o ok. 10 proc. – przyznał minister rolnictwa Stanisław Kalemba. Aż 64 proc. Polaków obawia się, że przez rosnące ceny będą musieli ograniczyć w przyszłym roku zakupy żywności. To jeden z wielu „sukcesów" rządu PO i PSL - pisze portal niezalezna.pl.
„Ceny żywności na święta na pewno będą wyższe niż w zeszłym roku. Myślę, że będzie to wzrost rzędu kilku procent, na pewno utrzymamy się poniżej 10 proc." – powiedział Stanisław Kalemba, szef resortu rolnictwa. To oznacza, że w tym roku podczas Bożego Narodzenia na polskich stołach będzie biedniej niż przed rokiem. Wprawdzie średnia pensja w całej gospodarce wzrosła w trzecim kwartale br. o 2,8 proc. w porównaniu z rokiem ubiegłym, ale w tym samym czasie ceny wzrosły o 3,9 proc., a więc za większe pensje możemy kupić coraz mniej.
Ludzie kupują coraz mniej także w innych krajach Unii Europejskiej. Z danych Eurostatu wynika, że wskutek inflacji w październiku sprzedaż detaliczna rok do roku spadła w Eurolandzie aż o 3,6 proc., choć spodziewano się spadku o 0,8 proc. Jeśli te 3,6 proc. porównać z wrześniowym spadkiem o 1,6 proc., to wyraźnie widać, że to gwałtownie rosnąca tendencja.
Aż 97 proc. Polaków w sondażu CBOS przyznało, że coraz bardziej odczuwa drożyznę. 68 proc. badanych ocenia, że wzrost cen jest bardzo duży, a 64 proc. obawia się, że przez rosnące ceny będą musieli ograniczyć w przyszłym roku zakupy żywności. Podobne prognozy dotyczą zakupów odzieży i obuwia. Tak fatalne nastroje nie dziwią. Średnia pensja w Polsce jest kilka razy niższa niż w najbogatszych krajach UE, a ceny podobne, więc w porównaniu z Niemcami czy Holendrami jesteśmy biedakami.
Większość Polaków na jakikolwiek wzrost pensji nie ma co liczyć, a nieliczne podwyżki płac zżera inflacja. Przykładem niech będą ceny mięsa, które rosną u nas najszybciej ze wszystkich krajów UE. Od stycznia 2012 r. wzrost cen mięsa w Polsce przyśpieszył z 6,1 do 8,3 proc. podczas gdy w tym samym czasie w UE zanotowano wzrost cen mięsa z 3,1 do 3,9 proc.
Kiedy w 2007 r. Platforma Obywatelska i Polskie Stronnictwo Ludowe przejęły w Polsce władzę, litr benzyny kosztował nieco ponad 4 zł, a dziś ok. 6 zł. Za bułkę trzeba było zapłacić 20 gr, a teraz 30 gr. Cena 10 jajek wzrosła z 3,80 zł do 7,20 zł, a masła z 3,35 zł do 4,40 zł. Kilogram cukru kosztował 3 zł, a dziś 4,10 zł.
Podwyżki cen najbardziej odczuwają najbiedniejsi. To oni coraz częściej zgłaszają się po pomoc do organizacji charytatywnych, bo na państwo nie mogą liczyć. Dwa lata temu w jadłodajniach Caritasu wydano 25 mln ciepłych posiłków, a w roku ubiegłym aż 31 mln. Trudno o bardziej przekonujący dowód, że strefa biedy w III RP się rozszerza.
9009280
1