Plagą ostatnich tygodni w powiecie rawskim stały się kradzieże jabłek z sadów. Dotyka to szczególnie sadowników w gminie Biała Rawska, która – jak mówią – jest jednym wielkim sadem.
Parę dni temu okradziono sadownika z Żurawi pod Białą Rawską. Zniknęło ponad
1200 kilogramów jabłek. Owoce zniknęły w ciągu jednej nocy. Właściciel sadu
mieszka daleko, więc nie był w stanie dopilnować swoich włości. Dwa tygodnie
temu doszło do kradzieży aż trzech tysięcy kilogramów jabłek. W zeszłym tygodniu
mieszkaniec Rawy zauważył w swoim sadzie podejrzany ruch. Miał szczęście – udało
mu się zapobiec kradzieży. Do jego jabłek przymierzało się już dwóch
panów.
Teraz jest sezon na jabłka, tak jak w maju będzie na rowery
górskie – mówi Bogdan Wójciak, rzecznik prasowy rawskiej policji. –
Złodzieje przeważnie działają w nocy, wchodzą, zwyczajnie ładują w worki i
odjeżdżają. Ślady wskazują zwykle na rowerzystów. Czasem wystarczy im niewielka
ilość. Był przypadek, że właściciel zostawił worki z jabłkami, poszedł na chwilę
do sąsiada pożyczyć taczkę. Kiedy wrócił, już jeden worek zdążył
zniknąć.
Adam Szwajkowski, sadownik z Białej Rawskiej, swój sad ma
daleko od domu. Czasem poznaje po odgiętej siatce ogrodzenia, że w nocy był
intruz. Niewielkiej ilości brakujących owoców nie jest w stanie stwierdzić, ale
większą – owszem.
Kiedyś wymyśliłem sposób na tych, co wyrywają całe
drzewka – mówi Adam Szwajkowski. – Oczywiście taki, żeby nie robił
złodziejowi krzywdy, ale trochę go unieruchomił. Wiem, że niektórzy sadownicy
próbowali podłączać prąd do ogrodzenia, ale to nie ma sensu. Złodziejowi coś się
stanie i ukarany będzie właściciel.
W tym roku szczególny popyt wśród
złodziei mają tzw. jabłka przemysłowe. Jest ich dużo, bo latem panowała susza i
owoce są mniejsze i gorszej jakości niż mogłyby być. Większość nadaje się do
tłoczenia, na soki.
Takie jabłka są teraz w skupach po 38 – 40 groszy
za kilogram – mówi Adam Szwajkowski. – Jak złodziej ukradnie ze dwa worki
to ma dniówkę.
Sadownicy nierzadko są przez złodziei obserwowani.
Wystarczy, że wyjadą załatwiać interesy – a przy produkcji sadowniczej podróże
są wręcz nieodzowne – w końcu produkt trzeba sprzedać. Wtedy dla tych, którzy
żyją z cudzej pracy, zaczyna się raj.
Czasem udaje nam się
zatrzymać sprawców – mówi Bogdan Wójciak. – Przeważnie wiemy, kto to
robi, podejrzewamy różnych drobnych pijaczków, włóczęgów.
Może byłoby
łatwiej łapać złodziei, gdyby włączyli się do tego pracownicy skupów owoców. Oni
przeważnie wiedzą, co, ile i od kogo kupują. Może mogliby zainteresować się
nietypowymi klientami?