Tradycyjne odmiany zwierząt i roślin powracają na polską wieś. Popyt na żywność z nich jest duży, a konsumentów nie odstraszają nawet wysokie ceny. Tylko rolnicy nie nadążają z hodowlą
Jaja zielononóżki kuropatwianej są znacznie droższe od zwykłych jaj kur z chowu klatkowego. Ale przedsiębiorstwo Czachorowski z Gdańska sprzedaje każdą ich ilość, jaką tylko może dostarczyć na rynek. Produkt skierowany do wymagających konsumentów okazał się strzałem w dziesiątkę. Jaja znoszone przez kurę polskiej rodzimej rasy mają proporcjonalnie większe żółtko, a przy tym zawartość cholesterolu mniejszą o 30 proc. - Największy problem mamy ze znalezieniem hodowców. Jest to bardzo rzadka rasa kur znoszących średnio jedno jajo na dwa dni. Ponadto nie może być stresowana i wymaga wolnego wybiegu, więc jej jaja są drogie -tłumaczy Barbara Budzyńska, dyrektor handlowy firmy Czachorowski.
Zielononóżkę kuropatwianą od 1894 roku uznaje się za polską rodzimą rasę. Kury mają charakterystyczne upierzenie i zielone skoki - stąd się wzięła ich nazwa. Do lat 60. były powszechnie trzymane na wsiach, potem jednak zostały wyparte z rynku, bo nie nadają się do chowu fermowego.
Świetny ser z mleka czerwonej krowy
Na wsi następuje renesans tradycyjnych polskich zwierząt gospodarskich i odmian roślin. Doceniają je nie tylko rolnicy, którzy dostają unijne dopłaty do hodowli lokalnych ras zwierząt gospodarskich, ale także przedsiębiorcy. Po fascynacji masową produkcją teraz odkrywają zdrowszą i smaczniejszą żywność. - Szukaliśmy czegoś, co mogłyby jeść nasze małe dzieci, i tak narodził się pomysł na produkty z mięsa świni złotnickiej pstrej, rasy typowej dla Wielkopolski - wspomina Ryszard Gordon, kierownik handlowy przedsiębiorstwa Rolmięs z Łabiszyna, które prowadzi własną hodowlę trzody.
Świnia złotnicka zachowała cechy prymitywnej rasy odpornej na stres i choroby. Jest przy tym mało wymagająca, a jej mięso wyróżnia się wyjątkowymi walorami smakowymi ze względu na dużą warstwę słoniny. Rasę wyhodował oddział poznańskiej Akademii Rolniczej w Złotnikach, która nadal kontroluje hodowlę. - Czasami jedziemy nawet 100 kilometrów, by kupić od rolników takie świnie -narzeka Ryszard Gordon.
Na Podlasiu i Mazurach prawdziwą karierę zaczynają robić krowy polskie czerwone. Kiedyś ta odmiana była rozpowszechniona w całej Europie, ale została wyparta przez krowy rasy HF. Dziesięć lat temu Polskie Towarzystwo Ochrony Ptaków kupiło kilka czerwonych krów i rozdało rolnikom mającym łąki nad Narwią. - Wymagaliśmy tylko, by pasły się na łąkach. Są gatunki ptaków, które idą za krowami i z nimi żerują, np. batalion. Krowie polskiej czerwonej wystarcza pożywienie znalezione na naszych łąkach, a rasa holsztyńsko-fryzyjska tym się już nie zadowoli -zauważa Roman Kalski, prezes PTOP.
Rolnicy szybko odkryli, że czerwone krowy dają mleko z wysoką zawartością tłuszczu, białka i masy suchej oraz krótkim czasem krzepnięcia, więc idealnie nadaje się ono do produkcji serów. Nawet kilka krów w gospodarstwie podnosi jakość mleka. - Każda krowa czerwona polska szybko znika z rynku, jest wielu chętnych do kupna tej rasy -twierdzi Roman Kalski.
Dopłaty do tradycyjnych ras
Unijne fundusze na lata 2007 - 2013 wprowadzą dodatkowe dopłaty do hodowli większej liczby tradycyjnych odmian i ras zwierząt. Jedne z największych dotacji będą przysługiwały na utrzymywanie starych sadów. Nie wszystkie uprawy spotykają się jednak z entuzjazmem polskich rolników, mimo potencjalnie dużych zysków. - Sprzedaję dużo produktów z orkiszu, większość jednak pochodzi z Czech, bo tam jakość ziarna jest znacznie lepsza od polskiego - tłumaczy Krystian Goliński handlujący w Nowym Sączu zdrową żywnością.
Cena orkiszu jest kilkakrotnie wyższa niż pszenicy, zboże rośnie bez nawozów nawet na marnej glebie, ale też daje niższe plony, a jego twarde kłosy nie nadają się do zbierania przez kombajny. A rolnicy nie chcą się męczyć przy żniwach.
5814771
1