Dorsze nam chudną, my tyjemy. To nie żart - pisze FAKT.pl. Najstarsi rybacy chwytają się za głowę, bo tak wychudzonych dorszy dotąd nie widzieli. Wszystko przez to, że podkradamy dorszom pokarm – w tzw. połowach paszowych do kutrowych ładowni trafiają szproty i śledzie. Te przerabiane na mączkę rybną stają się pokarmem kurczaków i świń.
Powinniśmy przejść na dietę, ograniczyć spożycie mięsa i jeść więcej ryb. Niestety, zamiast tego na odchudzanie wysłaliśmy biednego dorsza.
Co prawda jego ławice nie straciły ostatnio na liczebności, ale tracą niestety na wadze. I to tak bardzo, że niektórzy naukowcy zastanawiają się, czy nie powstał już kolejny gatunek: dorsz karłowaty.
– Faktycznie, dorsze są teraz bardzo wychudzone – potwierdza Ryszard Klimczak, armator i prezes Kołobrzeskiej Lokalnej Grupy Rybackiej. – Wszystko przez to, że zostały przełowione stada ryb pelagicznych, na których dorsze żerują.
Wystarczy zajrzeć do skrzynek z połowem wyładowywanych przez rybaków na brzeg. – W Bałtyku tej ryby jest teraz bardzo dużo, ale co z tego, skoro tak niesamowicie schudła – przyznaje Hubert Jątek (32 l.), rybak z Kołobrzegu. – Na dodatek zaczęła przez to spadać jej cena. W skupie dostajemy 4 złote za kilogram.
Recepty na poprawę wagi dorsza na razie nie widać. Ministerstwo Rolnictwa ograniczyło na niego połowy. Jednocześnie zwiększono kwoty połowowe dla ryb pelagicznych. Czyli dorsze będą, ale coraz chudsze.