Polskich rybaków czekają kolejne ograniczenia połowów na Bałtyku. Zdaniem specjalistów tylko w ten sposób można uratować przed wyginięciem dorsze przetrzebione przez kłusowników. Komisja Europejska chce obniżyć aż o 15 proc. przyszłoroczne połowy
Połowy dorszy na wschodnim Bałtyku, głównym terenie działania polskich rybaków, powinny zostać wstrzymane - zaleca Międzynarodowa Rada Badań Morza ( ICES). Powód? Nielegalne odławianie ryb, które doprowadziło do przetrzebienia dorszowych stad. Komisja Europejska już zapowiedziała przyjęcie programu ochrony tych ryb. W przyszłym roku połowy mają zostać ograniczone o 15 proc. Decyzja w tej sprawie może zapaść na rozpoczynającym się jutro spotkaniu ministrów rolnictwa UE. Limit połowu dorszy dla Polski ma zostać zmniejszony z ok. 15 tys. ton do 13 tys. ton, czyli do poziomu z 2005 roku.
- Proponujemy utrzymanie kwot połowowych na tegorocznym poziomie. Będziemy twardo negocjować - zapowiada Lech Kemczyński, zastępca dyrektora Departamentu ds. Rybołówstwa Ministerstwa Rolnictwa.
Ograniczenie możliwości połowu dorszy oznacza dla wielu polskich kutrów dodatkowe dni przestoju. W przyszłym roku takich dni może być o 30 więcej niż obecnie, gdy okres ochrony dorszy trwa cztery miesiące.
Tymczasem za dwa lata można się spodziewać jeszcze bardziej radykalnego systemu ograniczeń - wyznaczenia limitowanej liczby "dni na morzu" do wykorzystania w ciągu roku. Rybacy stracą więc część zarobków, gdyż połowy dorszy są bardziej dochodowe niż odławianie śledzi czy szprotów. Jeśli jednak ochrony tych ryb nie będzie, w przyszłości mogą stracić jeszcze więcej.
- Morza Bałtyckie i Północne są wyeksploatowane i jeśli ryby wyginą, to mogą już nie powrócić w dawne miejsca. Dlatego jeśli jedynym rozwiązaniem jest zaprzestanie na jakiś czas połowów, to trzeba tak zrobić - ocenia Ole Jorgen Lonne, dyrektor ds. badań Instytutu Badań Morskich w norweskim Tromso. Na odrodzenie się stada śledzi na Morzu Północnym czekano 20 lat. Zdaniem specjalistów obecne sposoby ochrony dorszy już nie wystarczą.
- Do sieci rybaków trafiają przeważnie ryby trzyletnie, które nie odbyły jeszcze tarła. A powinno się łowić dorsze mające przynajmniej 4 - 5 lat - przestrzega Zbigniew Karnicki, dyrektor Morskiego Instytutu Rybackiego.
Dotychczasowe ograniczenia połowów nie odbiły się na cenach ryb w Polsce. Za kilogram dorszy płacimy niecałe 12 zł - tylko 1,5 zł więcej niż trzy lata temu. Ceny nie rosną, bo na rynek trafiają ryby z nielegalnych połowów, poza przyznanymi kwotami. ICES szacuje, że na wschodnim Bałtyku mogą one wynosić nawet 16 tys. ton, czyli 38 proc. legalnego limitu połowów. - Z Ustki i Darłowa ryby dostarcza nam tylko jedna trzecia właścicieli kutrów to mimo że płacimy więcej niż pośrednicy. Różnica polega na tym, że wymagamy udokumentowania połowów - wyjaśnia Maciej Milklas, dyrektor aukcji rybnej w Ustce.
W Polsce działa około 400 podmiotów uprawnionych do skupu ryb. Resort rolnictwa planuje zaostrzenie przepisów dotyczących ich rejestracji. Mają powstać także centra rybackie na wzór aukcji w Ustce, jednak ich budowa przedłuża się mimo wsparcia z unijnych funduszy. Jeśli Polska i pozostałe kraje nadbałtyckie ukrócą kłusownictwo, jest szansa na odnowienie stada dorszy. Wtedy jednak za ryby zapłacimy znacznie więcej.