Trzy lata temu Grodziczno było jedyną gminą Warmii i Mazur przeciwną wejściu Polski do Unii. Dziś miejscowi rolnicy biorą najwięcej unijnych dopłat do małych gospodarstw.
Komisja Europejska zatwierdziła na program wspierania polskich gospodarstw niskotowarowych limit 293,1 mln euro (ok. 1,17 mld zł). Mogli się o nie starać rolnicy osiągający dochody do 20 tys. zł rocznie. Dopłaty obowiązują przez pięć lat, po 1250 euro rocznie. Pierwsze przyjmowanie wniosków (w 2005 r.) potwierdziło ogromne zainteresowanie dopłatami.
Agencja Restrukturyzacji Rolnictwa przyjęła prawie 115 tys. wniosków na kwotę 603 mln zł. Najwięcej złożyli rolnicy z Lubelskiego (20 984), Mazowieckiego (20 676) i Świętokrzyskiego (ponad 15 tys.). Do października Agencja wypłaciła im ponad 509 mln zł (44 proc. limitu). 6 listopada rozpoczęto ponowne przyjmowanie wniosków. Pieniędzy starczy bowiem jeszcze na 40 tys. gospodarstw. Rolnicy nie przespali okazji. Limit wyczerpał się po 11 dniach.
Na pole, czyli w góry
- U nas teren górzysty. Trudno o zarobek z takiej ziemi, nie mówiąc o inwestowaniu - opowiada Stanisława Tułodziecka z Mroczna. Tułodzieccy pieniądze z dopłaty przeznaczają na kupno maszyn.
Wieś jest największa w gminie Grodziczno: ponad tysiąc ludzi, podstawówka, gimnazjum, kilka sklepów,kościół. Dwieście gospodarstw między rzeczką Mroczenicą a jeziorem. - Tu ludzie gospodarują od wieków, ale na trudnej ziemi. Dlatego ich własność zalicza się do gospodarstw niskotowarowych - opowiada 33-letni Wojciech Dereszewski, kierownik powiatowego biura Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Nowym Mieście Lubawskim.
Na Warmii i Mazurach to właśnie rolnicy z tego powiatu przodują w korzystaniu z dopłat do małych gospodarstw. A w powiecie przoduje gmina Grodziczno. W grudniu 2005 r. pierwszych 184 rolników dostało tu dopłaty.
Kto pierwszy, ten lepszy
Gdy spytać Dereszewskiego o cudowne rozmnożenie unijnych wniosków, mówi niczym pan Onufry Zagłoba: "jam ci to sprawił".
- Najważniejsze było szybkie dotarcie na wieś z informacją. Od 2004 r. edukowaliśmy rolników, o co mogą się starać. Jeździłem po wsiach, robiliśmy szkolenia, dzwoniliśmy do sołtysów, rozdawaliśmy ulotki. Mówiłem rolnikom: ludzie, śpieszcie się, tam jest pula pieniędzy i kto pierwszy, ten lepszy - wyjaśnia metody pracy w terenie.
Środowisko zna dobrze. Ma swoje 2,5 hektara.
- Te dopłaty są świetnie pomyślane. Wspierając małe gospodarstwa, ożywiają wieś, dają ludziom szansę, że nie będą egzystować na garnuszku gminy. Te 5000 zł rocznie to pieniądze, które chłopi wydadzą na remont maszyn, ulepszenie budynków czy zmianę sposobu gospodarowania. Podstawą zatwierdzenia wniosku i otrzymania pieniędzy jest pomysł na rozwój - tłumaczy Dereszewski.
Prelewiczowie wymyślili, by swoje kamieniste pola szóstej klasy zamienić w uprawy ekologiczne. Po co sypać nawozy tam, gdzie i tak mało co rośnie. - Mamy wprawdzie sporo, bo 21 ha, ale z tego obsiewany 11 ha, gdyż teren tu górzysty i kamienisty. Warto było wystąpić o te pieniądze, tym bardziej że obsługa w naszym biurze Agencji jest super - opowiada Teresa Prelewicz ze wsi Trzcin pod Grodzicznem.
Unia jest OK
Podobnie uważa sąsiadka Joanna Dembowska. Jej mąż Stanisław za pierwszą dopłatę wyremontował ciągnik, naprawił dach, dokupił świnek. Dembowscy mają 7 ha, na których uprawiają warzywa (cebula, fasolka) oraz truskawki i tytoń. Z czterech hektarów zbierają zboże na paszę dla trzody. - Tymi dopłatami można wiele pomóc gospodarzom takim jak my. Kredytu banki nam nie dadzą, bo dochód za mały- przyznaje Joanna Dembowska. Józef Krzyżaniak z Grodziczna za dopłatę też wyremontował stary ciągnik, dokupił śrutownik i rozrzutnik do obornika.
- We wsi było spotkanie z panem Dereszewskim. Namawiał do składania wniosków. Ja mam niecałe 3 ha i odpowiedni dochód, więc bardzo pilnowałem, żeby się na te pieniądze załapać. W tym roku chcę jeszcze dokupić prosiąt do chowu - opowiada rolnik.
- U nas ludzie przeciw Unii zagłosowali. Teraz przekonali się, ile z tego dla nas korzyści, że konkretne pieniądze są. Jestem pewien, że gdyby dziś było unijne referendum, to by gmina za Unią była - przekonuje Krzyżaniak.
- Te dopłaty cieszyły się największym zainteresowaniem rolników. Świadczy to, gdzie na polskiej wsi są największe braki i potrzeba wsparcia - mówi Iwona Musiał, rzecznik ARiMR.
Niestety, na lata 2007 - 2013 polski rząd nie zaplanował wydania unijnych funduszy na dopłaty do gospodarstw niskotowarowych.