Prawie pięciuset podlaskich rolników zdecydowało się na zalesienie części swoich pól.
O unijne dopłaty na zalesianie można starać się już drugi sezon. W tym roku termin składania wniosków upływa 15 lipca. Oferta skierowana jest do wszystkich, którzy posiadają działki rolne ujęte w planie zalesieniowym, przygotowanym przez lokalne nadleśnictwa.
Rolnicy mogą otrzymywać unijne pieniądze nawet przez dwadzieścia lat. I to niemałe. Na początek - od 4300 do 5900 złotych na zakup samych sadzonek i jeszcze prawie 2 500 złotych na zabezpieczenie plantacji płotem. Wysokość dopłaty zależna jest od rodzaju wysadzanego lasu - tutaj jednak rolnik nie ma wyboru, bo musi stosować się do przygotowanych przez nadleśnictwo planów.
Przez kolejnych pięć lat - co roku - od 420 do 1100 złotych premii pielęgnacyjnej, która ma wynagrodzić trud niezbędny przy pielęgnacji młodego lasu. I na koniec - jako rekompensata za wyłączenie obsadzonego terenu z upraw - przez dwie dekady od momentu zalesiania - od 360 do 1400 złotych rocznie.
- Tu wysokość dopłaty zależy przede wszystkim od tego, kto dokonuje zalesienia. Program bowiem skierowany jest głównie do rolników, i to ich ma premiować. Dlatego żeby dostać najwyższą stawkę, co najmniej 20 proc. swoich dochodów trzeba otrzymywać z rolnictwa - tłumaczy Grzegorz Jakuć, dyrektor podlaskiego oddziału Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa.
Dzięki tym dopłatom od 2005 roku w Podlaskiem przybyło prawie 1500 hektarów lasu.
- Ten pomysł doskonale trafia w potrzeby gospodarzy posiadających słabe grunty, położone w dodatku blisko lasu. W takich miejscach nie dość, że uprawy są słabe, to jeszcze niszczą je dzikie zwierzęta. Natomiast tam, gdzie ziemia jest dobra, a rolnicy chcą zwiększać produkcję, nikt nie zrezygnuje z pola czy pastwiska na rzecz lasu - uważa Tomasz Gietek, prezes Podlaskiej Izby Rolniczej.
Jego niepokój budzą plany zmian w przepisach, które umożliwią zalesianie gruntów nierolniczych. Obecnie, żeby otrzymać dopłatę, trzeba udowodnić, że ziemia była ostatnio uprawiana.
- Taka zmiana będzie rodzić pole do nadużyć. Może sprawić, że pieniądze, przeznaczone na restrukturyzację rolnictwa, trafią do osób spoza branży - twierdzi.