Koniec sierpnia jako schyłkowy okres wakacji jest dla mnie smutny, bo zapowiada nieuchronnie nadchodzącą jesień. To także czas przygotowywania się po mniej lub bardziej udanym wypoczynku do wytężonej pracy przez wiele następnych miesięcy. Spotkanie z dawno nie widzianą znajomą uświadomiło mi jednak, że może to być także czas poszukiwania nowego zajęcia.
Miłe są spotkania po bardzo wielu miesiącach niewidzenia się. Tyle jest do opowiedzenia!. Bywa jednak tak, jak zdarzyło mi się ostatnio – moja znajoma tuż po serdecznych powitaniach, uraczyła mnie informacją o tym, że właśnie straciła pracę. Jednak nie ta wiadomość pozostawiła przykry osad, a okoliczności utraty posady.
Znajoma jest księgową z odpowiednimi kwalifikacjami i stażem pracy. Pracę zmieniała już kilkakrotnie, bo tak jak wielu Polaków, dotykały ją redukcje etatów, a nawet likwidacje miejsc pracy. Zwykle w miarę szybko udawało jej się znaleźć kolejną posadę, ale jak sama przyznaje, ostatnio jest coraz trudniej. Atrakcyjna jest każda oferta. Nie mogę oprzeć się analogii z sytuacjami z czasów Wielkiego Kryzysu, kiedy to na wieść o tym, że ktoś z rodziny znalazł pracę urządzano skromne przyjęcie, a dopiero na jego zakończenie pytano – jaka to właściwie praca?
Znajoma księgowa ucieszyła się z oferty zatrudnienia w swoim fachu w rolniczej spółdzielni. Niestety radość nie trwała długo, gdyż panią księgową zaczęto wysyłać do... prac w polu. Przez pół roku, bo tyle udało jej się wytrwać, zbierała kamienie, pieliła buraki i wykonywała inne konieczne roboty polowe. W ramach oszczędności, liczyła się każda para rąk do pracy. Przy tym wszystkim, nie miała nic przeciwko zadaniom dodatkowym, ale jak to określa kodeks pracy, związanym z charakterem wykonywanych czynności. Kiedy wreszcie zdobyła się na odwagę i wyraziła swoją opinię na ten temat, usłyszała, że nie identyfikuje się ze spółdzielnią i otrzymała wypowiedzenie.
No tak. Zdobyła się na odwagę cywilną, by powiedzieć swojemu szefowi, iż sytuacja w jakiej się znajduje jest nowoczesną formą niewolnictwa. Jednak teraz jest bez pracy i wie, że coraz trudniej ją znaleźć. Być może jeśli posadę znajdzie i ustabilizuje swoje położenie, będzie mogła jaśniej spojrzeć na cały problem. Bo może tak trzeba – ustalić pewne granice, poza które nie wolno się posuwać dla utrzymania za wszelką cenę miejsca pracy. Być może to taką między innymi sytuację miał na myśli papież Jan Paweł II mówiąc, by nie gonić za pracą za wszelką cenę – za cenę zdrowia, szacunku do siebie samego, rodziny.
Może tak jest. Jest też tak, że znajoma jest na skraju depresji, bo po półrocznych przejściach w pracy, zatrudnienia nie ma i nie wie czy i kiedy je znajdzie. Naprawdę ciężko jest żyć w "ciekawych czasach" i sprawdzać na sobie co jest dobrem najwyższym: praca, czy zachowanie własnej godności.