"Gazeta Krakowska": Dwa poważne wypadki, kilka niegroźnych kontuzji - tak wyglądał długi weekend w Tatrzańskim Ochotniczym Pogotowiu Ratunkowym.
"Ludzie, mimo ostrzeżeń, zupełnie nie zdają sobie sprawy, że wysoko w górach leży ponad pół metra śniegu i ciągle jest zima. Bo na dole kwitną kwiatki, jest upał" - mówi Edward Lichota, ratownik dyżurny TOPR.
"Turyści idą zupełnie nieprzygotowani do wędrówki. O butach nawet nie wspomnę" - dodaje.
Na szlaku do Pięciu Stawów tłum ludzi. Ciągną starsze pary, całe rodziny, kobiety w lekkich pantoflach, młode dziewczyny w sandałach, rozebrane do kostiumów kąpielowych, mężczyźni w spodenkach i adidasach. Jak na piknik! - podaje "Gazeta Krakowska".
"Co tu tyle tego śniegu? No, fajnie by tu nawet było, żeby nie ten śnieg" - mówi na szlaku do Doliny Pięciu Stawów niezadowolony starszy turysta. Wystarczy na niego popatrzeć, żeby zrozumieć powody pretensji. Ubrany w lekkie adidasy, krótkie spodenki, z przewieszoną przez ramię reklamówką brnie w półmetrowym śniegu, od czasu do czasu się zapadając - informuje dziennik.
Letnie ścieżki są jeszcze nieodstępne, więc trzeba iść tak, jak pozwala na to teren, nierzadko po sporej stromiźnie. Wydeptana wąska ścieżyna w śniegu jest prawie gładka, bo ci, co schodzą z góry bez czekanów i kijków - po prostu po niej zjeżdżają. Niektórzy schodzą na czworakach - czytamy w "Gazecie Krakowskiej".
Za podsumowanie tego, co się w długi weekend działo w Tatrach, niech wystarczy wymiana zdań jednego z turystów i ratownika TOPR- u. Pierwszy dociekał, dlaczego właściwie toprowcy nie usuną tego śniegu ze szlaków.
"Nie chce mi się komentować takich pytań!" - odpowiedział dyżurny TOPR - podaje "Gazeta Krakowska".