Ryby są smaczne i zdrowie i trzeba je jeść, ale ich spożycie w Polsce jest na bardzo niskim poziomie. Rybne lobby poprzez reklamowe spoty w telewizji próbuje nas przekonać, że jesteśmy w kulinarnym średniowieczu i jeżeli nic z tym nie zrobimy, to będziemy żyli krótko i nieszczęśliwie.
Po ryby, Polacy, Jedz ryby, będziesz zdrów, Mamo, jedz ryby. Niedźwiedzie wiedzą, co dobre, więc jedzą pstrągi, łososie i miód. Reklama sugeruje, że dieta człowieka nie powinna się zbytnio różnić. Dobrą opinię o rybach potwierdzają dietetycy. Ryby zawierają dobrze przyswajalne białko o dużej wartości odżywczej dla organizmu. Mięso jest bogatsze w dobrze przyswajalne żelazo, ale ryby też są jego źródłem.Podstawą jest urozmaicenie przekonuje Małgorzata Gajewczyk, doradca żywieniowy z Akademii Zdrowego Żywienia.
Świeża ryba złowiona w krystalicznie czystej wodzie jest zdrowa. Jednak nie każda taka jest. Ryby z zanieczyszczonych akwenów mogą zawierać metale ciężkie, których spożycie może być niebezpieczne. Z kolei do produktów przetworzonych dodaje się znienawidzone przez dietetyków utrwalacze. W supermarkecie ciężko stwierdzić skąd pochodzi dany filet. Stąd ślepa wiara i przekonanie, że każdy produkt rybny jest dla nas dobry to duże nadużycie.
Polacy są zachęcani do jedzenia ryb, ale pod względem ich spożycia zajmujemy bardzo dalekie miejsca. Podaż ryb i owoców morza przeznaczonych do konsumpcji w 2011 roku na rynku krajowym wyniosła nieco ponad 460 tys. ton. Polski rynek przetwórstwa jest jednym z najlepiej rozwiniętych w Europie, jednak nie przekłada się to na spożycie, tylko na eksport. Co roku importujemy ok. 750 tys. ton ryb. Krajowe połowy to ok. 200 tys. ton. Na eksport, głównie w postaci przetworów, wysyłamy ok. 490 tys. ton.
Przeciętny Polak zjada ok. 12 kg ryb rocznie (dla kontrastu podajemy, że spożycie alkoholu to ok. 10,5 l rocznie). Średnie spożycie ryb w UE to ponad 21 kg na osobę. Najmniejsza średnia jest w Rumunii i wynosi ok. 4 kg. Natomiast przeciętny Portugalczyk je ponad 56 kg ryb rocznie. Do ogólnej statystyki spożycia wliczają się nie tylko świeże ryby, ale także konserwy, różnego typu pasty, ryby mrożone itp.
Dlaczego Polacy nie jedzą ryb?
Odpowiedzi nie trzeba daleko szukać. Ryby są drogie. O ile produkty przetworzone, na przykład konserwy, są w zasięgu portfela przeciętnego Polaka, o tyle codzienne kupowanie łososia może zrujnować domowe finanse. 1 kg świeżego fileta kosztuje od 30 zł wzwyż. Polak zarabiający 2 tys. zł netto za jedną pensję kupi 181 kg pstrąga (przeciętna cena 11 zł/kg). Niemiec zarabiający 2 tys. euro kupi już ponad 700 kg tej ryby.
Polacy z racji zarobków wybierają tańsze produkty, na przykład paluszki rybne. Cena tego produktu, który często zawiera tylko śladowe ilości ryby, zaczynają się już od kilku złotych.
Wołowina również należy do drogiego gatunku mięs, dlatego jej spożycie w Polsce wynosi ok. 2 kg rocznie na osobę. Nic dziwnego, skoro kilogram dobrej argentyńskiej wołowiny kosztuje ok. 90 zł. A jeszcze w 1980 roku zjadaliśmy ok. 5,5 kg wołowiny na głowę. Z kolei tańszego mięsa wieprzowego zjadamy ponad 40 kg rocznie, a drobiu ok. 25 kg rocznie. Porównując ceny, 12 kg ryb rocznie na Polaka to wcale nie taki zły wynik.
Propaganda czy coś więcej?
Polska nie jest rybną potęgą na miarę Japonii czy Peru. Jesteśmy krajem, który ma dostęp do morza, ale ryby w odróżnieniu od tych państw nigdy nie stanowiły głównego składnika naszej diety i prawdopodobnie nigdy nie będą. Dodatkowo warto zwrócić uwagę na problem limitów połowowych. Polscy rybacy od lat narzekają, że gdyby uczciwie stosowali się do przepisów dotyczących połowu dorsza, to prawdopodobnie pomarliby z głodu. Z jednej strony zachęca się nas do zwiększonego spożycia, z drugiej zaś w ciągu pierwszych dwóch lat członkostwa w UE zezłomowano 1/3 polskich kutrów.
Innymi słowy w całym przedsięwzięciu zachęcającym do zwiększenia konsumpcji ryb zdrowie ma drugorzędne znaczenie. Najważniejsze są zyski producentów ryb i to niekoniecznie polskich. Nas jednak nie stać na to, aby jeść je codziennie. Wysokie ceny są spowodowane m.in. limitami narzucanymi przez UE. Ochrona środowiska jest potrzebna, ale coraz częściej staje się narzędziem do drenażu portfeli obywateli. A szkoda.
8991289
1