Jak czytamy na stronie medexpress.pl, DDT, czyli dichlorodifenylotrichloroetan, znany w Polsce pod nazwą Azotox, po raz pierwszy został użyty do zwalczania owadów w 1939 r. W 1948 r. odkrywca jego owadobójczych właściwości – Szwajcar Paul Müller – otrzymał za swoje odkrycie Nagrodę Nobla.
DDT łatwo przenika do organizmu owada i szybko go zabija, paraliżując system nerwowy. Dzięki DDT w wielu regionach świata udało się zwalczyć komary, przenoszące malarię. Zanim wyszło na jaw, że szkodzi także ludziom i zwierzętom, środek ten stosowano powszechnie na całym świecie (w niektórych krajach używany jest nadal).
Wcześniejsze badania dostarczyły dowodów na to, że dorośli narażeni na działanie DDT są bardziej zagrożeni rozwojem nadciśnienia tętniczego. Teraz naukowcy z University of California wykazali, że nadciśnieniu może sprzyjać kontakt z DDT już w życiu płodowym.
Naukowcy badali stężenie DDT w próbkach krwi pobranych od kobiet biorących udział w projekcie Child Health and Development Studies. Chodziło o kobiety korzystające z opieki położniczej zapewnianej przez Kaiser Permanente Foundation Health Plan w rejonie San Francisco w roku 1959 i 1967. Sprawdzano także, czy u dorosłych obecnie córek tych kobiet rozwinęło się nadciśnienie.
Jak się okazało, kobiety urodzone w USA przed wprowadzeniem zakazu stosowania DDT są bardziej narażone na nadciśnienie.
Choć DDT jest zakazany w wielu krajach, nadal można go znaleźć w wielu pokarmach, zwłaszcza tłustych produktach zwierzęcych. Niezwykła trwałość DDT (połowiczny rozpad tej substancji trwa aż 60 lat) sprawia, że wciąż krąży on w przyrodzie i można go wykryć we wszelkich żywych organizmach. Kumuluje się na przykład w tkankach ptaków żywiących się owadami oraz drapieżników. Choć go nie stosują, najbardziej narażeni na kontakt z DDT są Eskimosi – ponieważ trafiając do oceanów, substancja ta kumuluje się w tłuszczu zwierząt morskich, podstawy ich pożywienia.