Ministrowie pokłócili się o rybaków. Zgodnie z umową koalicyjną departament rybołówstwa miał przejść z resortu rolnictwa do nowopowstałego resortu Gospodarki Morskiej. Ale wicepremier Andrzej Lepper zapowiada, że polskiego rybołówstwa tak łatwo nie odda.
Polskie rybołówstwo przez lata było traktowane jak piąte koło u wozu – skarżą się rybacy. Winą za taki stan obarczają zbyt wielkie jego rozproszenie. Do niedawna sprawami związanymi z gospodarką morską zajmowały się aż cztery ministerstwa: rolnictwa, transportu, gospodarki i skarbu.
Taka sytuacja – zdaniem armatorów, wręcz uniemożliwiała prowadzenie dobrej polityki. Dlatego powołanie ministerstwa Gospodarki Morskiej większość organizacji rybackich poparło. Ale czy nie za wcześnie? Minister rolnictwa zadeklarował właśnie, że tak łatwo „rybaków” nie odda.
O dalekosiężnych planach wicepremiera w stosunku do rybaków świadczą też ostatnie decyzje personalne. W wyniku których, biurko dyrektora departamentu rybołówstwa opustoszało i teraz trwają zabiegi nad powołaniem jego następcy. Jak te decyzje komentowane są w resorcie gospodarki morskiej? Wszyscy liczą, że sprawy rybackie jednak do nich trafią.
Co o tym sporze myślą rybacy? Na razie stoją z boku, nie chcąc wchodzić w konflikt. Zwłaszcza, że dopiero co udało się porozumieć w sprawie odszkodowań za okresy ochronne. Ale jednego są pewni.
Rybacy sugerują także, że pozostanie ich departamentu w resorcie rolnictwa powinno wymóc co najmniej zmianę nazwy ministerstwa.