Mimo obniżki stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej (RPP), kredyty konsumpcyjne wcale nie muszą być tańsze - uważają eksperci. Niższe wpływy z odsetek banki mogą sobie zrekompensować na różne sposoby, np. wyższymi prowizjami.
Zgodnie z ostatnią decyzją RPP, stopa lombardowa wynosi 3 proc., a nie 4 proc. Tym samym maksymalny koszt oprocentowania kredytów konsumenckich wyniesie 12 proc. (to czterokrotność stopy lombardowej), a nie 16 proc., jak dotychczas.
Analityczka z Open Finance Halina Kochalska zwróciła uwagę, że odsetki nominalne, które zależą od stopy lombardowej to nie to samo, co odsetki realne.
- Obniżka maksymalnego pułapu oprocentowania z 16 proc. do 12 proc. wcale nie oznacza, że kredyty stanieją. Banki mają inne narzędzia, które mogą wykorzystać do podbijania kosztów pożyczek - powiedziała.
Kochalska zauważyła np., że od grudnia 2011 r. nie ma ograniczeń co do wysokości prowizji pobieranych przy udzielaniu kredytów konsumenckich.
- Niższe odsetki banki mogą więc sobie regulować podwyżką prowizji. Ulubionym narzędziem wykorzystywanym od jakiegoś czasu są też kosztowne ubezpieczenia dołączane do kredytów. Przynoszą one bankom spore dochody - wyjaśniła.
Jej zdaniem taka polityka banków wcale nie musi spowodować, że stracą klientów. Po pierwsze, ceny kredytów - które są relatywnie drogie - powinny nieco spaść, poza tym banki będą starały się utrzymać klientów. Kochalska zauważyła, że od wiosny zeszłego roku banki skoncentrowane są na sprzedaży kredytów konsumpcyjnych, co jest ewidentnie widoczne w reklamach.
- Widać na sprzedaży jakiego produktu bankom zależy najbardziej. Osoby, które mają pewną zdolność kredytową nie powinny się obawiać, że nagle zostaną odrzucone przez banki i będą musiały szukać innego źródła finansowania - powiedziała.
Dodała, że na spadek cen kredytów może mieć też wpływ rosnąca konkurencja na rynku pożyczek konsumpcyjnych.
Także analityk z Porównywarki Finansowej Comperia.pl Mikołaj Fidziński zauważył, że przy wcześniejszych obniżkach stóp procentowych NBP, banki bardzo chętnie odbijały sobie spadek wpływów z odsetek m.in. podwyższając prowizje za udzielenie kredytów gotówkowych.
- Banki coraz chętniej dodają obowiązkowe ubezpieczenia, podwyższają opłaty na kontach - powiedział. - W ten sposób oprocentowanie nominalne kredytów istotnie spada, ale łączne koszty pożyczki obniżają się już nie tak znacznie - dodał.
Fidziński uważa, że po ostatniej decyzji RPP koszt kredytów będzie niższy, niemniej spadek nie będzie tak duży, jak wynikałoby to z obniżki stóp RPP i spadku oprocentowania nominalnego kredytów. - Moim zdaniem wzrosną inne opłaty związane z kredytem - ocenił.
Analityk nie sądzi jednak, by konsekwencją zmian stóp procentowych było przejście części klientów banków do instytucji parabankowych.
- Musimy pamiętać, że koszty kredytów w bankach jednak spadną, co powinno raczej napędzać klientów bankom. Poza tym oferta parabanków jest adresowana do innej grupy docelowej - dodał. Według niego, do instytucji parabankowych zgłaszają się osoby, które nie mają szans na kredyt bankowy, poza tym potrzebują niewielkich kwot na krótki termin.
Przypomnijmy. W środę RPP obniżyła główną stopę proc. o 50 pkt bazowych, do 2 proc. w skali roku. Stopa lombardowa została ścięta o 100 pkt bazowych - do 3,00 proc., stopa depozytowa pozostała bez zmian na poziomie 1,00 proc., a stopę redyskonta weksli obniżono o 50 pkt bazowych do 2,25 proc.
Podczas konferencji prasowej po posiedzeniu Rady, prezes NBP Marek Belka pytany był przez dziennikarzy, czy decyzja o obniżeniu stopy lombardowej (jest ona podstawą do liczenia maksymalnego oprocentowania kredytów gotówkowych i kart kredytowych) nie spowoduje zaostrzenia kryteriów przy udzielaniu kredytów konsumpcyjnych i jednoczesnego odpływu klientów do parabanków. Belka stwierdził, że nie obawia się tego. - Kredyty te są w Polsce oprocentowane bardzo wysoko, o wiele wyżej niż w kraju, do którego możemy się w tej sprawie porównać, czyli na Węgrzech. Nie sądzę, aby nasze banki miały problem z rentownością - mówił.
- Nie sądzę także, aby nie dały sobie rady w tych nowych warunkach. Jeżeli spowoduje to wzrost popytu na kredyt konsumpcyjny i może wreszcie przepływ z parabanków i innych organizacji pożyczających pieniądze do banków, to banki, rozszerzając wolumen tych kredytów, mogą zwiększyć swoją rentowność - dodał Belka.
Podkreślił też, że wierzy w to, że nasze banki są bardzo dobrze zarządzane i bardzo rentowne. - Nie wierzę w to, że może to wpłynąć negatywnie na wielkość kredytu konsumpcyjnego i wielkość popytu - mówił.
9198546
1