Rada miejska Ełku (Warmińsko-mazurskie) zrezygnowała we wtorek z głosowania nad projektem apelu o zaprzestanie sieciowych połowu ryb na jeziorach. Radni uznali, że zawarte w projekcie zarzuty o pustoszeniu wód przez gospodarstwa rybackie trzeba sprawdzić.
W projekcie apelu zostało wyrażone niezadowolenie z gospodarki rybackiej na Mazurach. Ełcki samorząd domagał się w tym dokumencie zaprzestania gospodarczych odłowów sieciowych na jeziorach, które mają strategiczne znaczenie dla turystycznego rozwoju gmin i regionu. Projekt apelu zawierał też postulaty przejścia na gospodarkę wodną opartą na wędkarstwie oraz zmiany przepisów, które dadzą samorządom kontrolę nad użytkowaniem jezior.
W uzasadnieniu stanowiska napisano, że gospodarka rybacka powoduje pustoszenie mazurskich jezior, "uwstecznia cywilizacyjnie" region i powoduje straty dla lokalnej gospodarki opartej na turystyce. "Od czasów transformacji ustrojowej nastąpił drastyczny, prawie czterokrotny spadek wydajności rybackiej jezior, mimo stawiania coraz większej ilości sieci i zapisów prawa rybackiego nakazującego ochronę i odbudowę zasobów wodnych" - głosił projekt apelu.
We wtorek większość radnych zdecydowała o wykreśleniu głosowania nad tym projektem z porządku obrad i przeniesieniu go na kolejną sesję. Jak powiedział PAP przewodniczący ełckiej rady miejskiej Stefan Węgłowski, radni uznali, że projekt apelu wymaga dopracowania. Jego zdaniem wiele zawartych w dokumencie zarzutów nie poparto dowodami. "Wszyscy widzą, że ryb jest mniej, ale nie wiemy, czy wynika to ze złej gospodarki rybackiej, czy np. stanu czystości jezior albo rosnącej populacji kormoranów. W apelu powinny też znaleźć się konkretne propozycje, jak tę sytuację naprawić" - wyjaśnił.
Dyskusje o konieczności wstrzymania odłowów ryb sieciami przez zawodowych rybaków i zastąpienia ich połowami amatorskimi nasilają się na Mazurach od kilku lat. Domaga się tego głównie część środowisk wędkarskich, stowarzyszeń agroturystycznych i lokalnych samorządów. Apele o wstrzymanie odłowów gospodarczych uchwaliły już rady miejskie Orzysza, Pisza i Białej Piskiej. W lipcu zwolennicy zakazu zorganizowali nawet blokadę drogi krajowej w Piszu, by nagłośnić swoje postulaty.
Zwolennicy zakazu połowów sieciowych twierdzą, że dzierżawcy jezior zainteresowani są maksymalnym odłowem ryb dla zysku. Nadmierna eksploatacja akwenów negatywnie wpływa na turystykę, bo odstrasza wędkarzy. Amatorom wędkowania pozostają często tylko małe ryby, których nie udało się odłowić w sieci. Tymczasem wpływy z rozwijania turystyki wędkarskiej mogłyby być - jak uważają - wielokrotnie większe niż z typowej gospodarki rybackiej.
Dzierżawcy jezior przekonują, że prowadzą gospodarkę racjonalną, bo zobowiązują do tego tzw. operaty rybackie, które określają metody i terminy odłowów, dopuszczalne ilości pozyskanych ryb, a także sposób zarybiania akwenów i wymagane zabiegi ochronne. Jak twierdzą, zakaz odłowów sieciowych doprowadzi do nadmiernego wzrostu populacji tzw. "gatunków eutrofizujących", co spowoduje szkody dla środowiska.
Raport o gospodarce rybackiej na Mazurach przedstawiła w kwietniu 2014 r. Najwyższa Izba Kontroli. Wynika z niego, że przyczyną zmniejszającej się ilości ryb jest m.in. nieprzestrzeganie limitów odłowów, brak strategii dotyczącej kormoranów oraz "niepełna wiedza na temat połowów amatorskich, które wcale nie są niższe niż te komercyjne". Według szacunków NIK w 2011 r. podmioty uprawnione do rybactwa wyłowiły blisko 1100 ton ryb, a kormorany - ponad dwukrotnie więcej.
W swoim raporcie NIK przypomniała, że nadzór nad rybactwem śródlądowym w Polsce sprawuje dwóch ministrów - rolnictwa i rozwoju wsi oraz środowiska. Nadzorem i kontrolą zajmują się cztery organy administracji publicznej. Według NIK taki system jest zbyt skomplikowany i nadmiernie rozbudowany, dlatego prawo dotyczące rybactwa śródlądowego należy uprościć.
9241847
1