W powszechnym przekonaniu działalność rolnicza jest niedochodowa, a rolnik stale dopłaca do swojego gospodarstwa. Nie jest to do końca prawda. Okazuje się, że na rynku istnieją nisze, dające szansę na godziwy zysk.
W Polsce z rolnictwa utrzymuje się ponad 5 mln osób, które łącznie wytwarzają zaledwie 3,3 proc. Produktu Krajowego Brutto. Jak podaje GUS, średni miesięczny dochód zatrudnionego w gospodarstwie rolnym ledwie przekracza 700 zł.
Tyle statystyki. Jeśli jednak bliżej przyjrzeć się rolnictwu, okaże się, że wśród 2 mln gospodarstw, działających w naszym kraju, są również takie, które przynoszą duży dochód, pozwalając właścicielom na poważne inwestycje.
Krzysztof Smoleń z Przejazdowa koło Gdańska, gospodarz na 500 hektarach na Żuławach Wiślanych, mając dość huśtawki cen wieprzowiny, zrezygnował z hodowli świń i skoncentrował się na produkcji pszenicy spożywczej i rzepaku. W rolnictwie bardzo dużo zależy od pogody. W ubiegłym roku plon był bardzo dobry, toteż i zysk większy niż przed dwoma laty. Tegoroczne żniwa, szczególnie rzepaku, zapowiadają się kiepsko, ze względu na suszę w porze zasiewu – mówi. Przed każdym sezonem wspólnie z żoną, z wykształcenia ekonomistką, księgową we wspólnym gospodarstwie, sporządzają biznesplan, szacując wielkość zbiorów i przyszłe zyski. Jak na razie zwrot kapitału sięga ok. 6 proc. rocznie. Jak mówi Krzysztof Smoleń, wystarcza to na życie i inwestycje, które sięgają 120 tys. zł rocznie. Muszą się również znaleźć pieniądze na spłatę raty na rzecz Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa, od której Smoleniowie kupili gospodarstwo.
Takich producentów jest w Polsce więcej. Adam Wierzbowski, prezes internetowej giełdy rolnej Netbrokers w Krakowie, wymienia kilkanaście przykładów rolników z całego kraju, którzy oferują na giełdzie swoje produkty. Niektóre gospodarstwa są zorganizowane jak prawdziwe kombinaty, jak choćby to należące do Cecylii i Zbigniewa Klimowiczów w Paczynie (województwo śląskie), produkujące mleko, pakowane przetwory z warzyw, a nawet kwiaty. Takich rolników jest w Polsce z 10 proc., reszta to średniaki i drobnica – mówi dr Jadwiga Seremak z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej. Jej zdaniem, szansą dla mniejszych gospodarzy jest znalezienie rynkowej niszy, gdzie panuje mniejsza konkurencja, niż np. obserwowana obecnie wśród hodowców trzody chlewnej. Dla przykładu dr Seremak wymienia produkcję żywności ekologicznej i inne tzw. specjalne działy produkcji.
Małopolski Ośrodek Doradztwa Rolniczego, na pytanie czym warto się zająć, nie ryzykując utraty włożonych w rolny interes pieniędzy stwierdziło, że obecnie w miarę pewna wydaje się inwestycja w hodowlę... królików oraz kuropatw i bażantów. Docierają do nas sygnały, że ostatnio gorzej powodzi się hodowcom strusi. Rynek się już zapełnił i podobno pojawiają się problemy ze zbytem mięsa – mówi Henryk Michalski z MODR. Rzeczywiście, jak twierdzi Paweł Bielański z Instytutu Zootechniki w Krakowie, hodując króliki, można wyjść na swoje, ale nie należy spodziewać się krociowych zysków. W przypadku mięsa króliczego nie ma barier celnych z Unią, a króliki cieszą się dużym wzięciem u Włochów i Francuzów. Również w Polsce od kilku lat w dużych miastach tworzy się rynek na ten produkt – mówi Paweł Bielański. Jako specjalista od zwierząt futerkowych w Instytucie Zootechniki dodaje, że obecnie opłaca się również hodowla nutrii.
Inaczej rzecz się ma z polecanymi w ośrodku doradztwa bażantami. Krzysztof Zembski z Luszyna koło Łowicza ocenia ubiegły rok jako bardzo zły dla hodowców tego ptactwa. 80 proc. bażantów wyhodowanych w Polsce trafia na eksport, gdzie stają się celem dla myśliwych we Francji, Włoszech i Hiszpanii. W tym roku z powodu deszczowego lata odbyło się tam jednak bardzo mało polowań. Z tego względu w kraju zostało 300 tys. bażantów. Żywych. W Polsce nie ma rynku na to ptactwo. Jeśli nie kupią ich koła łowieckie, nie ma co liczyć na sprzedaż mięsa w handlu. Na Boże Narodzenie sklepy zamówiły u mnie zaledwie 500 sztuk – mówi Krzysztof Zembski.
Jak na razie specjalnymi działami produkcji zajmują się tylko najodważniejsi, reszta rolników pozostaje przy tradycyjnym gospodarowaniu. Jednak również oni, jak twierdzi Adam Wierzbowski, prezes Netbrokers, mają szansę na godziwy zarobek. Na pewno opłaca się inwestować w produkcję wołowiny i mleka. Ten segment rynku jest uregulowany w Unii i gdy my się tam znajdziemy, rolnik będzie dokładnie wiedział, ile pieniędzy dostanie w ramach dopłat – mówi Wierzbowski.