Zaliczone już referenda akcesyjne w krajach kandydujących do UE, dały wynik 4:0 dla Unii. To zachęcające, choć nie o sportowy wymiar tu chodzi.
Dbałość o to, by decyzje tak ważne dla przyszłości kraju podejmowali jego obywatele, słusznie skłoniła parlament do ryzykownego kroku: określenia wysokiego stopnia frekwencji wyborczej. Obawy o osiągnięcie wyniku przekraczającego 50 proc. przekonała kręgi polityczne do poważnego zastanowienia się nad propozycją organizacji pozarządowej – Instytutu Spraw Społecznych i wprowadzenia po raz pierwszy w historii Polski dwudniowego głosowania referendalnego.
Parlament wyjątkowo zjednoczył się w przyjęciu tego rozwiązania na szybkiej ścieżce legislacyjnej. Drugi problem – czy można podać publicznie wynik frekwencji wyborczej po pierwszym dniu głosowania znajduje właśnie finał w podpisie Prezydenta. Nikt nie wie dziś czy dobrze to czy źle, bo argumentów za i przeciw jest sporo. Pewnym testem miały być wybory na Litwie prowadzone także w ciągu dwóch dni. Można powiedzieć, że test wypadł pomyślnie, choć prostych analogii w Polsce i na Litwie trudno się doszukiwać. Ale, jak twierdzą litewscy przywódcy na fali pozytywnych emocji z wysokiego wyniku frekwencji i głosów "za", najbardziej skorzysta Polska.
Litwini-zwycięzcy chętnie dzielą się swym doświadczeniem z Polakami. Według przewodniczącego komitetu spraw zagranicznych litewskiego Sejmu, Gediminas Kirkilasa, bardzo ważny jest udział w kampanii przedreferendalnej autorytetów – znanych działaczy społecznych, naukowców, sportowców. To doświadczenie sprawdza się w Polsce na bilbordach i spotach telewizyjnych. Nasze partie polityczne zrobiły bardzo wiele, ale działały raczej w terenie, nie demonstrowały swojej obecności. W społeczeństwie partie źle się kojarzą, nie warto więc złościć ludzi – to znów litewska rada. U nas nie tylko źle kojarzą się partie, ale i rząd, dlatego dobrze, że w ostatnim etapie kampanii uczestniczą różne siły społeczne i dobrze, że w głębokim terenie. Litewski polityk przypomniał, że w niektórych państwach demokratycznych nieuczestniczenie w głosowaniu jest karane grzywną. Dlatego pewnie na Litwie uczestniczenie w wyborach było "nagradzane". Włączyły się do tego aktu duże markety rozdając... puszkowane piwo w zamian za znaczek otrzymany przy wyborczej urnie.
Zwycięzcy się nie rozlicza. Trudno się jednak spodziewać powielenia tego doświadczenia w Polsce. Zbyt wiele złych skojarzeń z przeszłości ciąży nad agitacją wyborczą. Choć żartując, rzec by można – była kiełbasa wyborcza, może być do kompletu piwo. Referendum w Polsce traktowane jest jednak bardzo poważnie, uderzono w ton historii i dziejowego momentu, odwołano się do poczucia odpowiedzialności Polaków za los Ojczyzny. I to chyba, nas Polaków, porusza najbardziej. Zawsze w chwilach trudnych dla kraju Polacy potrafili się zjednoczyć i wznieść ponad podziałami dla wspólnego dobra. Referendum taką chwilą jest.
Czy jednak słowa prezydenta Kwaśniewskiego wypowiedziane na strasburskiej
sesji Parlamentu Europejskiego: Przywożę Wam z Polski nadzieję na dobre dni dla
Europy. Dziękuję Wam, że i nam dajecie taką nadzieję na dobre miesiące i lata we
wspólnej, zintegrowanej Europie. Razem jesteśmy silniejsi, razem potrafimy
uczynić dużo więcej! nie są przedwczesne? Dużo w nich wiary w obywatelską
mądrość Polaków. Czy potrafią skorzystać z narzędzi demokracji? Czy potwierdzą
to w referendum?