W drelowskim "dramacie wodnym” dotychczasowy zarząd spółki nie zagra już znaczącej roli, jego miejsce zajmie prawdopodobnie bialskie starostwo.
Zarząd Spółki Wodnej w Drelowie, nieprzychylnie oceniany przez rolników
z tej gminy, poddał się definitywnie, składając dymisję na ręce starosty
bialskiego. Zeszłotygodniowe walne zgromadzenie delegatów przyjęło jego
rezygnację, ale problem nie został rozwiązany.
Szczególnie ten dotyczący
ściągania zaległych składek.
Zgodnie z decyzją starosty, którą przekazałem rolnikom, w przypadku braku nowego zarządu spółki, powoła on zarząd komisaryczny i długi nadal będą ściągane – wyjaśnia Piotr Kazimierski, wójt gminy. Przyznaje, że stara się znaleźć skuteczne wyjście z sytuacji. Być może udałoby mu się przeznaczyć z gminnej kasy kilka tysięcy złotych. Byłyby to jednak pieniądze na konkretne prace, zlecone spółce przez gminę, co ma się nijak do istniejącego problemu. Uczestnicząca w zebraniu Zofia Wiater, ze Związku Rejonowych Spółek Wodnych w Radzyniu nie widzi zbieżności miedzy dalszym ściąganiem należności a brakiem zarządu w drelowskiej spółce.
Ściągane należności wpływają bezpośrednio na nasze konto, i tak będzie dopóki tutejsi rolnicy nie wybiorą nowego zarządu, a ten nie ustali nowych składek – mówi Zofia Wiater. Przypomnijmy, że rolnicy z tamtejszej gminy wypowiedzieli otwartą walkę spółce, przestając płacić składki, gdyż ich zdaniem nie mieli z jej działalności żadnych korzyści.
Dotychczasowy zarząd spółki, nie mogąc ściągnąć zaległości dochodzących do 200 tysięcy złotych, wystawił tytuły wykonawcze, czym niewątpliwie zaognił sytuację. Rolnicy mieli nadzieję, że rozwiązanie zarządu zakończy problem, jednak w obliczu decyzji starosty narastać już zaczął nowy konflikt. Nam mówił zupełnie co innego, gdy byliśmy ostatnio w starostwie. Wtedy podzielał nasze niezadowolenie i przyznawał, że spółka nie powinna wystawiać tytułów – nie kryjąc zdenerwowania mówi Jan Kubik z Witoroża.
Jego koledzy twierdzą, że płacić nadal nie będą, gdyż cała prezentowana przez spółkę dokumentacja, na której opiera ona swoje roszczenia jest fikcją. Ich zdaniem liczby obrazujące zakres wykonanych robót zupełnie nie odpowiadają rzeczywistości. To właśnie "fałszowanie dokumentacji” ma być dla nich głównym argumentem w dalszej walce.