Padło pół setki zwierząt pod Mielcem.
Prawie 100 tysięcy złotych stracił właściciel chlewni w Glinach Małych, w powiecie mieleckim. W piątek wieczorem pożar strawił cały budynek.
Straż pożarna dostała zgłoszenie około godziny 17. -
Na miejscu zjawiło się 19 strażaków zawodowych i około 70 ochotniczych
- wylicza pracownik Powiatowej
Straży Pożarnej w Mielcu.
W budynku nastąpiło prawdopodobnie zwarcie
instalacji elektrycznej i stąd pojawił się ogień. Właściciel zdążył wyprowadzić
świnie. Ma ich około 150. Być może jednak pojedyncze sztuki zostały w środku.
Jak relacjonuje pracownik straży, kilka godzin po pożarze 50 zwierząt,
przeprowadzonych do innego pomieszczenia, padło. - Nastąpiło to jak na razie
z nie ustalonych przyczyn - dopowiada.
Razem z budynkiem spaliły
się także znajdujące się w środku buraki, ziemniaki i słoma. W gaszeniu pożaru
do godziny 5 w sobotę pomagał sołtys Glin Małych. Opowiada, że budynek zajął się
od dachu. Na szczęście nie płonął szybko, bo strop był betonowy i bronił dostępu
przed ogniem do niższych części chlewni.
- Hodowca ma lochy z
warchlakami. Te warchlaki przeganialiśmy do sąsiadów, bo u tego człowieka już
nie było miejsca. Było duże zamieszanie. Wtedy padło kilka warchlaków. A później
pewnie jeszcze więcej - opisuje sołtys. Żal mu właściciela chlewni - Straty
wyliczyli na 100 tysięcy złotych. Ten spalony budynek jest ubezpieczony, ale co
z tego. Hodowca nie dostanie z ubezpieczalni całej kwoty. Budynek nie spłonął
cały, ale jest nasączony wodą. Teraz nie wyschnie, a jak przyjdzie mróz, to
popęka i będzie do niczego.