W tym roku, jak przewidują organizatorzy, odwiedzi go ok. 700 tys. gości,
wśród których pojawi się nieuchronnie cała galeria francuskich polityków.
Nieuchronnie, bo za trzy tygodnie wybory regionalne, trzeba więc zabiegać o
względy wiejskiego elektoratu. Choć maleje systematycznie - stanowi wciąż
potężną siłę. W rolnictwie i sektorach pokrewnych (przetwórstwo, rybołówstwo,
leśnictwo) pracuje we Francji 10 procent ludności czynnej zawodowo, czyli ponad
2,6 mln osób. I są to osoby coraz bardziej zaniepokojone o własną przyszłość, bo
na francuskie rolnictwo spadają ostatnio seryjnie rozmaite plagi. Obawy wśród
farmerów wywołują jednak nie tylko szalone krowy, pryszczyca, ptasia grypa czy -
ujawniona niedawno - "afera środków owadobójczych", pustoszących pszczele
pasieki. Nie tylko kryzys, jaki dotknął producentów wieprzowiny i mleka, i nie
tylko "ambitna" kampania antyalkoholowa prowadzona przez rząd, która wybitnie
szkodzi właścicielom winnic. Idzie tu głównie o przyszłość francuskiej wsi,
która nie rozumie skandalu finansowego (malwersacje na wielką skalę) w
największym rolniczym związku zawodowym FNSEA; nie chce przyjąć do wiadomości,
że reforma unijnej Wspólnej Polityki Rolnej (CAP) jest nieuchronna - czyli że
kiedyś skończą się subwencje z Brukseli - wreszcie obawia się skutków
rozszerzenia UE. Na paryskim Salonie Rolniczym nieobecne są w tym roku kraje
"10" przystępujące do Unii w maju; poświęcono im jedynie symboliczną wystawę
fotografii.
Prezydent Jacques Chirac, świadomy istnienia wszystkich tych
obaw i - co lubi podkreślać swoją regularną obecnością na Salonie - "rozumiejący
francuskich rolników", zapewniał w sobotę, że wierzy w ich zdolność
przystosowywania się do nowych warunków. W ubiegłym roku francuskie nadwyżki z
eksportu żywności przekroczyły kwotę 9 miliardów euro. A stało się tak w
znacznej mierze za sprawą unijnych dopłat bezpośrednich dla francuskich
producentów żywności, o czym już jednak Jacques Chirac nie wspomniał.