Przy wieprzowinie czy drobiu rynek wołowiny to pełna stabilizacja. Od wielu miesięcy ceny skupu kształtują się na bardzo zbliżonym poziomie. Skończył się już wiosenny szczyt dostarczania bydła do punktów skupu, ale wiele firm na braki surowca nie narzeka. Szczególnie te, które kupują tylko na własne potrzeby. Bo popyt na wołowinę na krajowym rynku wciąż jest niewielki.
Kłopoty zaczynają się przy dużych kontraktach eksportowych. Mimo, że przy słabym euro jest to coraz mniej opłacalny interes, to jednak chętnych do wysyłania naszej wołowiny za granicę przybywa. Tradycyjnie żywca nie brakuje na Podlasiu, ale już na południu kraju trzeba się go nieźle naszukać.
Dlatego zakłady bazują na pośrednikach, których zadaniem jest dostarczenie odpowiedniej ilości surowca.
Ceny skupu żywca zależą przede wszystkim od rasy i wagi zwierząt. Stąd tak duże różnice w cennikach.
Firmy eksportowe za najlepiej umięśnione byki płacą maksymalnie 5 złotych za kilogram. Najwyższa stawka za jałówki to 4 złote 10 groszy, za krowy 4 złote. Ale najczęściej są to ceny płacone pośrednikom, hodowcy dostają mniej.
Najdroższe krowy znaleźliśmy na podlaskich targowiskach, tam za sztukę trzeba było zapłacić od 2 i pół do 3 tysięcy złotych. Krowa sprzedawana razem z cielęciem kosztuje maksymalnie 3700 złotych.