Żal i rozczarowanie – tak sezon skupu rzepaku zakończyli jego producenci. I co gorsza, w takich nastrojach pozostają nadal. Ceny rzepaku wciąż spadają, a zakłady przekonują, że mają już wystarczające zapasy i jeśli dokupują surowiec to musi on być konkurencyjny jakościowo i cenowo.
A to oznacza, że na stawki z czerwca, kiedy tona kosztowała nawet do 1600 złotych producenci nie mają co liczyć. Mimo to, w przyszłym roku rzepaku może być jeszcze więcej, bo rolnikom wciąż bardziej opłaca się go produkować, niż zboże.
Jak się okazuje na rzepaku najbardziej zarobili ci, którzy postanowili sprzedać go od razu i nie czekać na wyższe ceny. Teraz tona kosztuje poniżej 1200 złotych, czyli o jedną czwartą mniej niż na początku sezonu. Producentom nie pozostaje więc nic innego jak przeczekać najbliższe dwa, trzy miesiące i wtedy próbować sprzedać surowiec. Obniżki to efekt zbyt dobrych plonów rzepaku.
Zbiory były dużo wyższe, zarówno w kraju, jaki i za granicą. Wzrost produkcji zanotowała Ukraina i Białoruś, a także w Mołdawia i Niemcy. Wielu krajowych przetwórców decydowało się więc na zakupy za granicą – rzepak był tam tańszy i niejednemu zakładowi opłacało się go sprowadzać.
To sprawiło, że teraz w rękach rolników wciąż pozostaje około 30% całej tegorocznej produkcji. Podczas, gdy ceny rzepaku spadają, stawki produktów z niego uzyskiwanych rosną. Najbardziej jest to widoczne w notowaniach oleju rzepakowego. W porównaniu z sierpniem, ceny we wrześniu wzrosły o 4 procent.